Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: O fajerwerkach i karpiu

O fajerwerkach i karpiu

Od kilku lat przed sylwestrem w mediach – poza apelami o bezpieczeństwo – regularnie pojawia się seria publikacji na temat szkodliwości fajerwerków dla środowiska naturalnego. Dowiadujemy się z nich, że naukowcy znajdują „ekologiczne” alternatywy dla tradycyjnych sztucznych ogni. Opracowano już np. fajerwerki, w których do wybuchu dochodzi dzięki związkom opartym na azocie, a nie – jak do tej pory – na węglu, i w których nie trzeba używać nadchloranów. Taki pokaz jest zdrowszy dla środowiska, ale wielokrotnie droższy od tradycyjnych sztucznych ogni.
Publikowane są również porady, jak zabezpieczyć domowe zwierzęta przed stresem sylwestrowym. Czytamy w nich, że najlepiej zgłosić się po poradę do lekarza weterynarii, który opiekuje się zwierzęciem i wspólnie z nim podjąć decyzję, w jaki sposób zmniejszyć cierpienie psa, kota czy chomika, który jest narażony na psychiczną traumę pourazową po wybuchach petard. U jednych osobników można wykorzystać metody behawioralne (które wymagają czasu), u innych lekkie uspokojenie środkami ziołowymi, u jeszcze innych konieczne jest użycie środków z grupy psychotropów. Na rynku są już dostępne odpowiednie preparaty, które pomogą przetrwać zwierzętom to straszne doświadczenie, jakim jest gorączka sylwestrowej nocy.
Z kolei przed Wigilią mogliśmy się dowiedzieć, że Święta Bożego Narodzenia są gehenną, bo oznaczają straszliwą męczarnię dla karpi. Przytaczane były przykłady okrutnego traktowania ryb, które – na co się powołują aktywiści „praw” zwierząt – podobnie jak ludzie cierpią i odczuwają ból. Promowane były dramatyczne apele, z których dowiadywaliśmy się, że: „Historia świątecznych karpi, ze względu na rozmiar (skalę) i cykliczność ich tragedii, powinna w pierwszej kolejności zostać potępiona i oprotestowana oraz zbojkotowana”; „Nie kupujcie żywych karpi. Składajcie protesty do prokuratur i parlamentarzystów!”. Promowane były „ekologiczne” święta polegające na rezygnacji z jedzenia ryb i zastąpienia ich daniami wegetariańskimi.
Obserwując toczoną w Polsce „wojnę o karpia”, można dojść do przekonania, że mamy naprzeciw siebie dwa obozy: „ekologów”, którzy proponują, by zadekretować jedzenie pietruszki i soi oraz wprowadzić zakaz odganiania muchy (nie mówiąc o jej zabiciu), bo to ją stresuje, oraz „sadystów”, którzy są nieczuli na cierpienia naszych „ewolucyjnych braci”. Niewątpliwie pozytywne jest, że w przestrzeni publicznej zaczyna się dostrzegać problem właściwego traktowania zwierząt. Jednak czy apele i działania w kwestii „praw” zwierząt są szczere i konsekwentne? Czy nie wynikają z ekologicznej ideologii i czy nie są podszyte hipokryzją?
Jakoś nie słychać, by aktywiści „humanitarnego” traktowania karpi protestowali z powodu plagi rozwodów, która powoduje straszliwe cierpienie setek tysięcy dzieci. Jakoś nie słychać, by organizowali pikiety w obronie prawa do życia każdego człowieka i występowali przeciwko okrutnemu mordowaniu dzieci poczętych.
Współczesną cywilizację charakteryzuje niebywały rozwój nauki i technologii. Cynicznie jest jednak zacierana różnica między tym, co służy ekologicznym standardom ochrony środowiska oraz ochronie ludzkiego życia, a tym, co je niszczy. W ten sposób z jednej strony, mamy wrażliwość na problemy dotąd niedoceniane, z drugiej, bezprecedensowe zbarbaryzowanie naszej rzeczywistości.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 02. – 03.01. 2010