Medialny spektakl z będącym narzędziem w rękach wrogów Kościoła ks. Wojciechem Lemańskim ma podwójny cel. Po pierwsze, osłabiać Kościół katolicki i niszczyć autorytet biskupa zgodnie z zasadą: uderz w pasterza, a rozproszą się owce.
Po drugie, ma odwrócić uwagę Polaków od realnego problemu, jakim są wyjątkowo szkodliwe dla naszego państwa rządy Donalda Tuska.
Takich wrzutek socjotechnicznych – odwracających uwagę od najgorszego po 1989 roku rządu – ostatnio było więcej.
Trwający tygodniami i godny Hamleta dylemat Grzegorza Schetyny (startować czy nie startować w wyborach na szefa PO – oto jest pytanie!), prowokacja z „taśmami prawdy” z Elbląga, dyrdymały wypisywane przez Sikorskiego w internecie, niewyjaśnione alarmy bombowe czy trwający wiele miesięcy serial o morderczyni własnego dziecka to tylko niektóre z nich.
Premier Donald Tusk swoje rządy oparł na propagandzie sukcesu, mijaniu się z prawdą, manipulacjach, nieustannych obietnicach, cyklicznych dorocznych „exposé”, tragikomediach ze zmianami w rządzie, cyklicznych szumnych zapowiedziach o „nowych otwarciach” i „wyjaśnianiu” kolejnych afer, z których żadna nie została rozliczona.
Jest już tak niepopularny społecznie, że jest kulą u nogi PO, lecz zamiast podać się do dymisji, Donald Tusk kurczowo trzyma się władzy. Gołym okiem dostrzegalne jest bankructwo jego polityki.
Tyle już nakłamał, że – używając żargonu piłkarskiego – zakiwał się sam ze sobą i ze swoim kreatywnym księgowym, który jest nominalnie ministrem finansów, a nie umie nawet liczyć, czego dowodem nowelizacja budżetu.
Rząd tym samym przyznał się do katastrofy swojej polityki finansowej i mamienia Polaków bajkami o „zielonej wyspie”. Obniżenie tempa wzrostu PKB za obecnych rządów wyniosło aż 4,4 pkt proc. i jest jednym z najwyższych w Unii!
Według rządzących, dziura budżetowa wynosi już 24 mld złotych. Jednak w rzeczywistości brakuje dużo więcej i rząd chce ratować się jeszcze pieniędzmi z NBP – ok. 5 mld złotych, oraz dywidendą ze spółek Skarbu Państwa.
Zapowiada oszczędności na samym sobie – ponad 8 mld, co jest kompletnie niewiarygodne, bo wiadomo, że ta ekipa stosuje zasadę Urbana „rząd się zawsze wyżywi”, i to ten rząd zwiększył zatrudnienie w administracji o 100 tys. osób. Została zapowiedziana rekordowo niska waloryzacja emerytur i rent w przyszłym roku.
Miliony Polaków będą zatem żyły w jeszcze większej biedzie, bo życie jest coraz droższe, chociażby przez fatalną ustawę śmieciową, a więc koszty nieudolnych rządów zostaną przerzucone na najbiedniejszych. Nie będzie inwestycji – ciągle pozostaną niedokończone drogi i niedofinansowana służba zdrowia.
Obecna sytuacja finansów publicznych to nie jest przypadek. To istota tej władzy, którą charakteryzuje niekompetencja. Karuzela zadłużenia, dramatyczny spadek dochodów, życie na kredyt bez pokrycia – to efekty rządów Tuska. Żadne z rozwiązań, o których mówi premier przy okazji nowelizacji budżetu, nie rozwiąże problemów.
To jedynie odsuwanie w czasie totalnej zapaści państwa i rozpaczliwe ratowanie jeszcze chociaż na kilka miesięcy wpływów oraz stołków. Ekipa Tuska już zwiększyła zadłużenie państwa o 350 mld zł, które będą spłacały następne pokolenia. W tym czasie wyśmiewane przez ministra finansów, zwanego sztukmistrzem z Londynu, Węgry odnoszą sukcesy po reformach Orbána i mają już mniejszy deficyt budżetowy, wyższe oceny gospodarki przez UE i spłacą przed terminem ostatnią ratę swego długu wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Rodzi się więc pytanie – jak długo jeszcze Polska może znosić rządy bankrutów i nieudaczników?