Caryca Katarzyna
W mijających dniach byliśmy świadkami międzynarodowego festiwalu Angeli Merkel. Uwerturą była jej tryumfalna wizyta w Stanach Zjednoczonych na początku listopada i 14-krotne burzliwe oklaski na stojąco, które przerywały „historyczne” wystąpienie na Kapitolu. Merkel przemawiała przed obiema izbami amerykańskiego parlamentu jako pierwszy kanclerz zjednoczonych Niemiec i zaprezentowała się przed amerykańskimi senatorami i kongresmanami nie tylko jako przywódca Niemiec, ale przede wszystkim jako oczywisty przywódca jednoczącej się Europy i niemal równy partner Waszyngtonu w światowym przywództwie.
9 listopada wykorzystała przygotowane z ogromnym rozmachem uroczystości 20-lecia obalenia muru berlińskiego jako okazję do proklamowania na forum międzynarodowym mocarstwowego statusu swego kraju. Już dwa dni później, 11 listopada, Angela Merkel była gwiazdą święta zakończenia I wojny światowej w Paryżu. Kulminacyjnym punktem programu było tam wspólne złożenie wieńców z prezydentem Sarkozym pod Łukiem Tryumfalnym wraz z dwojgiem dzieci pochodzących z obu krajów. Prasa pełna była uniesień i zachwytów nad modelowym francusko-niemieckim pojednaniem, choć nie brakowało też głosów, że wspólne obchodzenie zakończenia wojny stało się możliwe dopiero po śmierci ostatniego francuskiego weterana I wojny światowej.
Angela Merkel – córka luterańskiego pastora, który sympatyzował z socjalizmem i dobrowolnie przeniósł się w 1954 roku do wschodnich Niemiec – z zawodu jest chemikiem kwantowym. W czasach komunistycznych mieszkała w Berlinie Wschodnim i pracowała w Akademii Nauk NRD. W jednej z niemieckich gazet zwierzała się, że w dniu, w którym runął mur berliński, udała się do sauny. „Gdy wracałam, usłyszałam, że przejście graniczne na Bornholmer Strasse jest otwarte. Natychmiast tam pobiegłam i razem z tysiącami innych ludzi przeszłam przez granicę na Zachód. Tak jak każdy czułam niewiarygodną radość” – opowiadała dziennikarzom. Polityką zajęła się na dobre w 1990 roku, została deputowaną do Bundestagu i ministrem ds. kobiet i młodzieży w rządzie Helmuta Kohla. To wówczas określono ją mianem „Kohls Mädchen” (Pupilka Kohla).
W zgodnej opinii obserwatorów jej niebywała polityczna kariera to swoisty fenomen. Uznawana jest bowiem za osobę mało przebojową, która nie najlepiej wypada w mediach. Nie wszystkim podoba się jej gust. Kostiumy, w których widuje się ją w życiu oficjalnym, są co prawda szyte na miarę, ale i tak pani kanclerz nie zawsze dobrze w nich wygląda. „W domu najchętniej chodzę w dżinsach i swetrze” – przyznała w jednym z wywiadów Angela Merkel. Dla wielu Niemców nadal pozostaje „Ossi”, czyli osobą ze wschodnich Niemiec, ale też bardzo wielu uważa ją za „matkę narodu”.
Pani kanclerz jest miłośniczką opery i regularnie bywa na Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth. Weekendy spędza w domku letniskowym w Brandenburgii i lubi robić zwykłe zakupy w pobliskim minimarkecie. W 1977 r. poślubiła studenta fizyki Ulricha Merkela, jednak jej małżeństwo rozpadło się już po 5 latach. Jej drugi mąż to profesor chemii kwantowej Joachim Sauer, który nie uczestniczy w życiu publicznym. Angela Merkel nie ma dzieci, ale Joachim Sauer ma dwóch dorosłych synów. W toku ostatniej kampanii wyborczej kanclerz przyznała, że co piątek zestawia dla swego towarzysza życia listę tygodniowych zakupów, natomiast sama chętnie w weekend krząta się po kuchni.
Jak to się stało, że skromny enerdowski Kopciuszek stał się według amerykańskiego tygodnika „Forbes” „najbardziej wpływową kobietą świata”? To nie tylko wynik koniunktury w Niemczech na polityka o takim profilu, ale również sprawa charakteru i ambicji. Angela Merkel chce uchodzić za „żelazną kanclerz”. Wiele o prowadzonej przez nią polityce i niej samej mówi to, że jej idolem jest ponuro zapisana w dziejach Polski caryca Katarzyna II, Niemka z pochodzenia, której niewielki portret Merkel wstawiła do swojego gabinetu w Urzędzie Kanclerskim. Jak wiadomo, celem Katarzyny II – przy znacznym współudziale części ówczesnych elit w Polsce – była likwidacja Rzeczpospolitej u schyłku XVIII wieku. Oby ta historia nie powtórzyła się w naszych czasach w realiach Unii Europejskiej oraz ścisłej współpracy na osi Berlin – Moskwa.
Jan Maria Jackowski
Nasz Dziennik, 14. – 15.11. 2009