Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Polska w czasach Tuska

Polska w czasach Tuska

Minęły dwa lata od powstania rządu PO i PSL. Premier Donald Tusk, inaugurując prace gabinetu, zapisał się najdłuższym po 1989 roku, bo ponadtrzygodzinnym, sejmowym exposé. W imieniu swego gabinetu publicznie podjął bardzo wiele obietnic i zobowiązań. Ogłosił, że pod jego rządami Polska zmieni się w kraj mlekiem i miodem płynący. Jak wygląda realizacja tych zapowiedzi – szczególnie społecznych – na półmetku kadencji?

Zwolennicy rządu chwalą jego dokonania, a gdy są pytani o szczegóły, odpowiedzialność za wszystkie niepowodzenia zrzucają na kryzys. Minister Michał Boni, co nie dziwi, bardzo dobrze ocenił dwa lata pracy rządu i szczególnie akcentował, że Polska nieźle dawała sobie radę z kryzysem. Dopytywany przez dziennikarzy o większość zobowiązań, które jak powszechnie wiadomo, nie zostały zrealizowane, odpowiadał, że to właśnie z powodu kryzysu „impet przekształcania i modernizacji polskiej gospodarki nie był tak duży, jak to zakładał rząd”.
Przeciwnicy twierdzą, że jest to „najgorszy rząd” w ostatnim dwudziestoleciu i władzę nad krajem sprawuje „grupa nieudaczników”. Ocena jest często podyktowana grą polityczną i zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, samorządowymi, następnie parlamentarnymi, a stronom konfliktu brakuje szerszej perspektywy w ocenie dwóch ostatnich lat. Zapewne nie jest to najgorszy rząd po 1989 roku, ale nie jest też pasmem sukcesów.
Rząd Donalda Tuska wpisuje się w pewną logikę życia politycznego po 1989 roku polegającą na balansowaniu w trójkącie między PRL-bis – III RP – IV RP. Z kadencji na kadencję utrzymuje się ten sam mechanizm: opozycja dochodzi do władzy na kanwie krytyki rządzących oraz od wyborów do wyborów coraz bardziej rozdętych obietnic, których, gdy dojdzie do władzy, nie jest w stanie spełnić.

Polityka miłości
W sejmowym exposé usłyszeliśmy, że pierwszym i nadrzędnym celem obecnego rządu będzie przywrócenie zaufania oraz „polityka miłości”. Tymczasem szumnie ogłaszana reforma służby zdrowia zakończyła się klapą. W edukacji zapanował kompletny chaos, i w obawie przed cerberami z władz oświatowych, mamy konspiracyjne nauczanie dzieci czytania i pisania, bo oficjalne programy obliczone są na ogłupianie najmłodszego pokolenia. Program budowy dróg i autostrad przez minione dwa lata został tak okrojony, że zapóźnienia cywilizacyjne w tym zakresie będą jeszcze nadrabiane przez przyszłe pokolenia. Kolej się sypie, LOT jest na skraju bankructwa. Mamy najdroższą telefonię komórkową w Europie, niezwykle kosztowny i ograniczony dostęp do internetu. Przeprowadzona pospiesznie, w nieprzemyślany sposób, profesjonalizacja armii spowodowała, że w naszych siłach zbrojnych mamy generałów, ale nie mamy żołnierzy, a zdolność bojowa Wojska Polskiego jest najniższa po II wojnie światowej.
System bankowy jest nieprzyjazny dla obywateli i polskich podmiotów gospodarczych. Zapowiadano obniżanie podatków, zmniejszanie deficytu budżetowego i wzrost gospodarczy. Tymczasem mamy dziurę budżetową, której wielkość jest skrywana przed opinią publiczną, podatki (zwłaszcza pośrednie) rosną, gospodarka spowalnia. Bezrobocie zamiast spadać – rośnie i szczególnie dotknięci są nim ludzie młodzi, co rodzi społeczną frustrację i brak perspektyw życiowych. Dobry pomysł pakietu antykryzysowego przez przeforsowanie nieadekwatnych do sytuacji zapisów okazał się pomocny dla niewielu przedsiębiorstw, a z założenia miał służyć ratowaniu firm i ochronie miejsc pracy.
Miały zostać przeprowadzone reformy: emerytalna i KRUS, a jak na razie rząd chce wydrenować kieszenie przyszłych emerytów. Ministrowie kłócą się publicznie o zakres zmian, a system emerytalny cierpi na chroniczny brak pieniędzy i coraz bardziej się sypie. Nie wiadomo, czy w nieodległym czasie nie będzie zagrożona wypłata bieżących świadczeń. Porażką jest działalność komisji „Przyjazne państwo”, która miała zniwelować krępujące gospodarkę i inicjatywy obywateli bariery administracyjno-prawne i przybliżyć władzę do społeczeństwa. Polska ma nieudolnych i niekompetentnych urzędników, którzy pokazali, na co ich stać, przy okazji skandalicznie przeprowadzonej sprzedaży stoczni. Niewydolny jest wymiar sprawiedliwości. Nie przedstawiono realistycznego i długofalowego programu cywilizacyjnej modernizacji, który przekształciłby Polskę w nowoczesny kraj, za to przez dwa lata była realizowana „polityka miłości”. Byliśmy świadkami pijarowskich umizgów i socjotechnicznych sztuczek. Znaczna część mediów oraz środowisk opiniotwórczych wyraźnie popierała, i nadal popiera – PO oraz obecny rząd, i uprawiała w stosunku do nich medialne wazeliniarstwo. Mimo realizowania „polityki minimalizmu” i nicnierobienia pod hasłem, że prezydent i tak zawetuje, pojawiła się bardzo sprawna i – sądząc po słupkach poparcia – bardzo efektywna propaganda sukcesu. Najlepiej świadczy o tym umiejętne rozegranie sprawy senatora Tomasza Misiaka oraz afery stoczniowej i hazardowej.

125 obietnic
Oczywiście rząd najbardziej kryty kowała opozycja. Prezes PiS Jarosław Kaczyński na antenie Radia Maryja ocenił, że w przypadku osiągnięć rządu Donalda Tuska trzeba bardzo dużego wysiłku, żeby „pokazać choć jedną rzecz pozytywnie załatwioną ze społecznego punktu widzenia”. Uznał, że w ciągu ostatnich dwóch lat doszło do wielu niepokojących zdarzeń z punktu widzenia funkcjonowania państwa i demokracji. Zaliczył do nich „faktyczną likwidację” niezależności CBA, ataki na niezależność NIK, „planowany atak” na IPN czy „opresyjne działania” służb specjalnych i innych instytucji wobec mediów nieprzychylnych Platformie. W tym kontekście wymieniał „Gazetę Polską” i Radio Maryja.
„Krótko mówiąc – mówił Kaczyński – powolutku próbuje się skonstruować taki system, w którym wszystko jest w jednym ręku. Nie mówię tu o Donaldzie Tusku, ale o pewnym środowisku. Ten establishment, który tak bardzo się przestraszył naszych rządów, jakiejś weryfikacji jego pozycji społecznej, dzisiaj próbuje za wszelką cenę, poprzez swojego politycznego reprezentanta – PO, doprowadzić do tego, by demokracja została na tyle ograniczona, aby nigdy nie mogli dojść do władzy ludzie kwestionujący konstrukcję społeczną powstałą po 1989 roku, wywodzącą się z Okrągłego Stołu”.
Były premier ostrzegał, że niebezpieczeństwo dla Polski niosą rządowe plany prywatyzacji strategicznych gałęzi gospodarki, w których inwestorami mają szansę zostać duże państwowe koncerny niemieckie czy szwedzkie. „Coś, co było państwa polskiego, staje się czymś, co jest państwa niemieckiego, i nikt nie jest w stanie udowodnić, że to nie jest wbrew polskiemu interesowi narodowemu. Polityka międzynarodowa jest twarda i ten, kto ma atuty, to je wykorzystuje i tylko polskie elity uznały, że Polskę otaczają dobrzy wujkowie. Otóż, Polski nie otaczają dobrzy wujkowie i tylko ktoś bardzo, bardzo niemądry może w takie rzeczy wierzyć” – stwierdził Jarosław Kaczyński.
Również inni przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości krytykowali rząd Donalda Tuska jako ekipę „dramatycznie nieskuteczną”. Wyliczyli 125 obietnic, które nie zostały spełnione. Była minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka zganiła rząd PO – PSL za kryzys finansów publicznych oraz bardzo małe wykorzystanie środków unijnych przeznaczonych na rozwój przedsiębiorczości. Polska ma od Unii Europejskiej obiecane ponad 67 mld euro, a przez dwa lata rządów obecnej koalicji udało się wydać niecałe 4 miliardy. Gęsicka dodała, że rząd Donalda Tuska miał zrealizować 260 tzw. inwestycji strategicznych, w większości inwestycji drogowych finansowanych ze środków unijnych. Tymczasem do zaakceptowania przez Brukselę wysłano do tej pory jedynie 22 projekty.
Była minister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska zarzuciła koalicji PO – PSL, że w ciągu dwóch lat nie przygotowała żadnej ustawy związanej z polityką rodzinną. Według niej, jedną z niespełnionych obietnic rządu jest rozbudowa sieci przedszkoli, szczególnie na terenach wiejskich. Dodała, że nic nie wskazuje na to, aby w tej dziedzinie coś miało się w najbliższym czasie zmienić na lepsze. Argument o braku polityki rodzinnej ze strony posłanki Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest zasadny, ale i dwuznaczny, ponieważ była minister w swoich koncepcjach polityki rodzinnej myliła politykę na rzecz rodziny z polityką równouprawnienia kobiet, inspirowaną ideologią genderową. Jedynym osiągnięciem w zakresie polityki rodzinnej, gdy odpowiadała za te sprawy w poprzednim rządzie, było wprowadzenie ulgi podatkowej na dziecko w wysokości ponad 1100 złotych. Gwoli precyzji trzeba jednak przypomnieć, że wówczas minister Kluzik-Rostkowska (podobnie jak PiS) proponowała zaledwie połowę tej kwoty i ulga zgłoszona na wniosek Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka i Ligi Polskich Rodzin przeszła jedynie dzięki poparciu opozycyjnej wówczas Platformy Obywatelskiej.

Największe wyzwanie
Faktem jest, że przy ocenie dwóch lat rządu Donalda Tuska politycy i komentatorzy koncentrowali się na różnych aspektach działania władzy, na tych ważnych i mniej istotnych, ale w zasadzie nie podjęli sprawy o fundamentalnym znaczeniu dla przyszłości Polski – czyli polityki rodzinnej. A w tej dziedzinie zaniechania obecnej ekipy, podobnie zresztą jak wszystkich poprzednich, powinny być powodem największej krytyki. Polska się starzeje i wymiera, mamy jeden z najniższych w Europie współczynników demograficznych, najgorszą w Unii Europejskiej politykę państwa wobec rodziny, największe ubóstwo w rodzinach wielodzietnych. Raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) dotyczący ubóstwa i szans rozwojowych polskich dzieci stawia nasz kraj na ostatnich miejscach w tabelach, na równi z Meksykiem i Turcją. Tak potrzebne zasiłki rodzinne trafiają do coraz mniejszej grupy rodzin, gdyż od 6 lat nie została zweryfikowana wysokość progu dochodowego, a koszty życia nieustannie rosną.
Paradoksem jest, że w takim kraju jak Polska do tej pory nie wprowadzono spójnej i efektywnej polityki rodzinnej, chociaż politycy deklarujący wspieranie rodziny i odwołujący się do zbudowanej na fundamencie chrześcijaństwa tradycji kultury polskiej przy okazji kolejnych kampanii wyborczych tak wiele obiecują… Obiecywał także Donald Tusk, który w swoim sejmowym exposé mówił: „Mam nadzieję, że nikogo na tej sali nie trzeba przekonywać do tego, jak ważne dla przyszłości Polski jest uniknięcie zagrożeń demograficznych. Oznacza to potrzebę rozwoju polityki prorodzinnej, uruchomienie wszystkich narzędzi realnie wspierających wzrost liczby urodzeń”. Zachwianie demograficznej piramidy pokoleń to jedno z największych zagrożeń nie tylko dla Polski, ale też dla Europy. Sytuacja jest tak zła, iż nawet Komisja Europejska prognozuje, że starzenie się Europy wymusi całkowitą zmianę funkcjonowania i organizacji życia publicznego, rynku pracy, opieki zdrowotnej, pomocy socjalnej i opieki nad osobami starszymi, planowania urbanistycznego, urządzania mieszkań przystosowanych do zamieszkiwania przez ludzi zniedołężniałych, transportu publicznego i mechanizmów życia politycznego.
Już dziś wybór jest dramatyczny: albo znaczna obniżka emerytur, albo podwyżka składek emerytalnych, co zwiększy koszty pracy i jeszcze bardziej obniży konkurencyjność państw europejskich, doprowadzając ich gospodarki do ruiny. I to są realne wyzwania, z którymi powinny się zmierzyć kraje europejskie i Unia Europejska, a przede wszystkim Polska. Program polityki rodzinnej został zarysowany w „Komunikacie ze spotkania Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski” w dniu 19 listopada 2008 roku. Zapisano w tym dokumencie m.in.: „Uczestnicy spotkania uznali, że największe znaczenie mają prace podjęte w ramach zespołu roboczego ds. rodziny, złożonego z przedstawicieli rządu i episkopatu, które doprowadziły do szeregu ustaleń, czego wyrazem jest przyjęta w dniu dzisiejszym Deklaracja w sprawie polityki rodzinnej. Zawiera ona 9 priorytetowych zagadnień, m.in.: wspieranie rodzin najsłabszych dochodowo poprzez rozwój systemu świadczeń rodzinnych, wzmocnienie ochrony dziecka i rodziny przed różnego rodzaju przemocą, pomoc materialną rodzinom wielodzietnym oraz przeciwdziałanie kryzysom i rozpadowi rodzin”. Jak na razie żaden punkt tego programu nie został zrealizowany.

Jednooki jest królem
Brak realizacji obietnic wyborczych i trwanie rządu, który nie rozwiązuje najważniejszych problemów Polski i Polaków powoduje, że pogarszają się nastroje społeczne. Według Ośrodka Badania Opinii Publicznej (OBOP) w grudniu 2007 roku rząd był pozytywnie oceniany przez 44 proc. respondentów, a źle – przez 25 procent. Obecnie dobrze o rządzie wypowiada się 25 proc. uczestników sondażu, a aż 65 proc. źle lub raczej źle. Z kolei według opublikowanego 16 listopada br. sondażu opracowanego na zlecenie „Rzeczpospolitej”, 66 proc. respondentów uważa, że PO nie realizuje obietnic wyborczych, a jedynie 22 proc., że je realizuje. PO kojarzy się z aferami 66 proc. respondentów, z prywatyzacją – 64 proc., z nadużywaniem władzy – 51 proc., a z „kolesiostwem” i nepotyzmem – 48 proc. respondentów.
Jednak PO pozostaje nadal najsilniejszą partią polityczną z powodu miałkości życia politycznego i słabości konkurencji. Bo czyż wśród ślepców jednooki nie jest królem?

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 20.11.2009