Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Euronacjonalizm

Euronacjonalizm

Formalnie od godziny 00.00 10 lutego 2010 r. mamy nową Komisję Europejską. Niektórzy eurodeputowani w trakcie debaty nad zatwierdzeniem wyłonionej w zaciszu gabinetów unijnej superwładzy zwracali uwagę, że na jej czele staje ponownie José Barroso. Ten typowy eurokrata pokazał już, co potrafi, przewodził poprzedniej KE, najbardziej krytykowanej w dziejach Wspólnoty Europejskiej.
Nawet zwolennicy traktatu lizbońskiego nie ukrywali rozczarowania. Podkreślali, że nowe kluczowe stanowiska w UE miały wzmocnić Wspólnotę i podnieść jej prestiż na globalnej scenie. Jednak personalna konfiguracja (Herman Van Rompuy i Catherine Ashton) została uznana złośliwie za „najmniejszy wspólny mianownik”. Jeżeli tacy ludzie mają reprezentować jednoczącą się Europę, to trudno się dziwić, że zaplanowany na wiosnę szczyt UE – USA w Madrycie nie dojdzie do skutku, bowiem okazało się, że Barack Obama zignorował to przedsięwzięcie. Być może amerykański prezydent uznał, że nie wiadomo, co to jest UE i z kim w Europie można poważnie rozmawiać o całym kontynencie. I słusznie postępuje, woląc rozwijać stosunki bilateralne między USA a poszczególnymi krajami europejskimi, a nie z jakimś hybrydalnym tworem.
Nową Komisję krytykują także przeciwnicy traktatu lizbońskiego. Zwracają uwagę, że Unia Europejska zmierza w stronę euronacjonalizmu. Faktycznie Europa z jednej skrajności w przeszłości wpada obecnie w drugą skrajność. Cechą wspólną nacjonalizmów na przełomie XIX i XX wieku jak i euronacjonalizmu u progu XXI wieku jest odrzucenie chrześcijańskiej miłości bliźniego i ideologia uzasadniająca wyższość jednych nad drugimi. Ideologia nacjonalistyczna legła u podstaw narodowego socjalizmu w Niemczech w czasach Hitlera gloryfikującego naród niemiecki. Z kolei euronacjonalizm to nic innego, jak gloryfikacja mgławicowego „narodu europejskiego”, który jest uznany za najwyższe dobro w sferze polityki, a w którego imieniu władzę przejmują najwyżsi wtajemniczeni funkcjonariusze „projektu europejskiego”.
Euronacjonaliści zmierzają do zlikwidowania odrębnych krajów europejskich i stworzenia jednego superpaństwa europejskiego pod nazwą Unia Europejska. W swoim działaniu są bezwzględni, zabierając Europejczykom wolność decydowania o przyszłości. Ich taktyka była znakomicie widoczna przy okazji procesu ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Łamali zasady demokracji, nie dopuszczali do referendów i autorytarnymi metodami narzucili eurokonstytucję. Choć usta mają pełne frazesów o prawach i wolnościach obywatelskich, to nie liczą się z opinią wyborców i cechuje ich totalitarna mentalność oraz kierowanie się zasadą, zgodnie z którą cel uświęca środki.
Euronacjonalizm jest ideologią służącą tzw. europejskim elitom jako instrument do przejmowania pełni władzy i wprowadzania zakulisowych metod rządzenia. Dogmatem jest centralizacja władzy i totalna kontrola wszelkich przejawów życia publicznego i prywatnego. Unia Europejska jako najwyższe wcielenie nacjonalizmu przezwycięża nacjonalizmy w dziewiętnastowiecznym wydaniu, ale w ich miejsce wprowadza nowe, w tym ideę „mocarstwa europejskiego” – taką europejską tysiącletnią super-Rzeszę. Nie przypadkiem Niemcy, tradycyjnie od wieków dążąc do supremacji w Europie, obecnie tak aktywnie promują euronacjonalizm…
W Polsce euronacjonaliści bywają określani łagodnie i „niewinnie” jako euroentuzjaści. Łatwo ich poznać, bo ich rysem charakterystycznym jest bezkrytyczne uwielbienie dla UE. Nie dajmy się zwieść wilkom w owczej skórze: euronacjonalizm jest określany przez jego krytyków jako najbardziej groźne zjawisko w Europie po 1945 roku. Jest nowym mutantem starej imperialnej i rasistowskiej choroby. Już od początku XX wieku pojawiały się koncepcje budowy europejskiego superpaństwa. Marzyło o tym na przykład wielu hitlerowskich dygnitarzy, ale jak wiadomo, im się to nie udało. Czyżby miało się udać dziś? Niedoczekanie, bo oznaczałoby to koniec Europy.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 13. – 14.02. 2010