Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Zwycięzca bierze wszystko

Zwycięzca bierze wszystko

Ugrupowanie Donalda Tuska przygotowało projekt ustawy dotyczący jednomandatowych okręgów wyborczych do Senatu. Zgodnie z nią zmiany w ordynacji miałyby wejść w życie podczas przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Do czego Platformie Obywatelskiej potrzebne są okręgi jednomandatowe?

Obecnie senatorowie są wybierani według ordynacji większościowej, ale wyborcy wybierają 2, 3 lub 4 senatorów zależnie od wielkości okręgu. Mandat uzyskują ci kandydaci, którzy otrzymali największą liczbę głosów. Obecnie Platforma proponuje utworzenie stu jednomandatowych okręgów wyborczych, przy czym granice tych okręgów nie naruszałyby granic powiatów. Cztery miasta na prawach powiatu: Kraków, Warszawa, Wrocław i Łódź, będą podzielone na dwa lub więcej okręgów wyborczych. Nowe, jednomandatowe okręgi mają być wyznaczone na podstawie dotychczasowych. Ich granice będą się pokrywały z granicami okręgów w wyborach do Sejmu oraz z granicami województw. Takie rozwiązanie pozwoli uniknąć zbędnego zamieszania z wytyczaniem zupełnie nowych granic okręgów wyborczych.
PO proponuje też obniżenie liczby wymaganych podpisów dla zgłaszanej kandydatury senatora z 3 tysięcy do 2 tysięcy. Mandat uzyskałby ten kandydat, który otrzyma największą liczbę głosów. Mariusz Witczak – senator Platformy Obywatelskiej, a zarazem autor nowelizacji, następująco uzasadniał proponowane zmiany w prawie: „Te zmiany przybliżą politykę ludziom. Dzięki naszej ustawie wyborcy zyskają większy wpływ na swoich przedstawicieli. Senatorowie będą musieli jeszcze mocniej angażować się na rzecz swoich okręgów. W każdym z nich będzie przecież toczył się pojedynek o jeden tylko mandat. Po wprowadzeniu okręgów jednomandatowych cały system stanie się bardziej czytelny i przejrzysty. Tym samym realizujemy kolejny element programu Platformy Obywatelskiej”.

Za, a nawet przeciw Senatowi

Faktycznie PO od początku swojego istnienia lansuje koncepcję reformy systemu wyborczego w Polsce. Prezentowany opinii publicznej powód jest zazwyczaj zawsze ten sam: odejście od ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Sejmu na rzecz systemu większościowego, uproszczenie – dla wygody obywateli – procedury wyborczej oraz lepsze związanie parlamentarzysty z okręgiem wyborczym i wyborcami. W 2004 r. Platforma zebrała ponad 700 tys. podpisów pod żądaniami m.in. jednomandatowych okręgów w wyborach do Sejmu oraz likwidacji Senatu, co swego czasu również postulował SLD. W lutym tego roku w ramach pakietu zmian konstytucyjnych zaproponowano między innymi zmniejszenie liczby posłów z 460 do 300 i senatorów ze 100 do 49. Miesiąc później mamy z kolei propozycję pozostawienia 100 senatorów…
Trudno nie zauważyć, że zgłaszane co jakiś czas przez Platformę zmiany znacznie różnią się między sobą. Raz jest zgłaszany postulat likwidacji Senatu, a następnie jego utrzymania, raz zmniejszenia liczby senatorów, a następnie pozostawienia obecnej ich liczby, a jedynie zmiany sposobu wybierania senatorów. Te zmieniające się jak w kalejdoskopie propozycje są czymś w rodzaju balonu próbnego i służą sondowaniu reakcji.
Zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu i odejście od systemu proporcjonalnego wymaga bowiem zmiany Konstytucji, a to oznacza konieczność uzyskania dla nowelizacji poparcia przynajmniej 2/3 posłów. Wszyscy wiedzą, że Platforma Obywatelska nie jest w stanie samodzielnie przeforsować takich zmian, bo nie dysponuje w Sejmie nawet zwykłą większością. Potrzebna jest współpraca z innymi ugrupowaniami, a te nie palą się do popierania zmian proponowanych przez polityków PO, gdyż obowiązujący system jest dla nich wygodny a jego zmiana w obecnej sytuacji mogłaby jeszcze bardziej zwiększyć przewagę PO nad nimi.
Dlatego Grzegorz Schetyna, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy, prezentując na konferencji prasowej projekt zmian ordynacji do Senatu, podkreślił, że o ile zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu wymagałaby nowelizacji Konstytucji, o tyle jednomandatowe okręgi wyborcze do Senatu można wprowadzić, zmieniając jedynie ordynację wyborczą – co można uczynić zwykłą większością głosów. W Konstytucji zapisano jedynie, że wybory do Senatu są powszechne, bezpośrednie i odbywają się w głosowaniu tajnym, natomiast nie ma tam zapisu, że wybory są proporcjonalne, która to reguła dotyczy wyborów do Sejmu. „Chcemy – oświadczył Schetyna – zbudować większość dla tego projektu w Sejmie i w Senacie. Liczymy na wsparcie koalicjanta, ale mamy też sygnały z Prawa i Sprawiedliwości, że to jest temat, nad którym chcą pracować”. PSL ustami Stanisława Żelichowskiego, szefa Klubu Parlamentarnego PSL, nie mówi „nie”, a przedstawiciel PiS Adam Hofman nie wykluczył współpracy z PO w tym obszarze. Jednak skrytykował Platformę za to, że chce przeforsować swój pomysł w roku wyborczym, w którym nie powinno się zmieniać reguły gry.

Déja vu

Do połowy lipca ubiegłego roku kluby parlamentarne miały czas na ustosunkowanie się do popieranego przez PO pomysłu wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu. Wówczas problem polegał na tym, że poza Platformą większość sejmowa wraz z koalicyjnym PSL była tak naprawdę przeciwna odejściu od tzw. systemu proporcjonalnego, który w obecnym kształcie daje gigantyczną władzę aparatom partyjnym.
Również sama PO niezbyt do końca chyba szczerze jest zdeterminowana, by przeforsować wprowadzenie w Polsce systemu większościowego. Platforma z jednej strony wychodzi naprzeciw oczekiwaniom społecznym – szumnie zapowiada kolejne projekty zmiany ordynacji, które nie mają szans na uchwalenie, bo większość sejmowa nie chce zmian, z drugiej strony kierownictwo PO czerpie z takiej akcji profity propagandowe, bo „my chcemy, ale tamci blokują”. Przy okazji uzyskuje również korzyści polityczne, bo w oparciu o obecne przepisy łatwiejsze jest prowadzenie wewnątrzpartyjnej polityki kadrowej i dyscyplinowanie swoich parlamentarzystów.
Rodzi się jednak pytanie natury ogólniejszej. Czy jednomandatowe okręgi wyborcze zmieniłyby jakościowo politykę polską? Tak uważają ich zwolennicy, niekoniecznie popierający PO. Twierdzą, że system wyborczy obowiązujący w Polsce jest niekonstytucyjny, gdyż, po pierwsze, fikcją jest bierne prawo wyborcze, bo istnieją restrykcje w ordynacji i obywatel jest ograniczony w możliwości zgłoszenia swojej kandydatury w wyborach. Po drugie, zgodnie z Ustawą Zasadniczą władza powinna należeć do Narodu, a tak naprawdę należy do partii politycznych, które zrzeszają bardzo niewielki procent społeczeństwa. I dlatego wielu wyborców zamiast uczestniczyć w wyborach, wybiera absencję, w efekcie następuje spadek wiarygodności instytucji demokratycznych w Polsce.
Wybory większościowe zwiększają poczucie podmiotowości wyborcy. Obywatel czuje się dowartościowany, gdyż wie, że głosuje na konkretnego kandydata i rzeczywiście go wybiera. Zastosowanie systemu JOW powoduje odpowiedzialność posła przed wyborcami; następuje ścisły związek posła z obywatelami. Wreszcie system jednomandatowy osłabia patologię partiokracji. Zwiększa siłę mocnego kandydata w stosunku do partii politycznej i powoduje, że partie, aby mogły efektywnie działać, muszą współdziałać z kandydatami popularnymi w społeczeństwie i mającymi swoje zdanie, a nie prowadzić politykę personalną zgodnie z regułą bmw: bierny, mierny, ale wierny.

Szerszy plan naprawy

Polska pod „rządami” obecnych ordynacji wyborczych od lat jest pogrążona w kryzysie systemu politycznego oraz w permanentnej kampanii wyborczej. Od 2005 roku mieliśmy wybory prezydenckie, dwukrotnie wybory parlamentarne, wybory samorządowe i wybory do Parlamentu Europejskiego, które ukazały w pełni absurdy ordynacji, czyli fakt, że mandaty zdobywały osoby z poparciem 5 tys. głosów, a kandydaci uzyskujący ponad 50 tys. głosów nie zostawali eurodeputowanymi. Zwieńczeniem tego serialu politycznego będą tegoroczne wybory samorządowe, a przede wszystkim prezydenckie oraz kolejne wybory parlamentarne w 2011 roku.
Gra toczy się o pełnię władzy w państwie. Coraz większa część opinii publicznej dystansuje się od toczonej od 2005 r. socjotechnicznej wojny między PiS i PO. Wielu wyborców ma dość obecnego stylu uprawiania polityki i nierozwiązywania realnych problemów politycznych, dlatego nie uczestniczy w wyborach. Jest to spowodowane między innymi tym, że obecny system wyborczy sprzyja oderwaniu polityków od wyborców, co powoduje, że wybierane władze nie liczą się z ich poglądami i potrzebami.
Dlatego ruch na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych zdobywa coraz większe poparcie społeczne. Jego zwolennicy stawiają dość trafną, choć zbyt generalizującą diagnozę. W jednym ze swoich oświadczeń napisali: „Partie przypominają bardziej związki zawodowe polityków niż organizacje przejętych losem wspólnoty obywateli. Polityka nie jest traktowana jako troska o dobro wspólne, lecz jako narzędzie zabiegów o własny – grupowy lub indywidualny – interes. Państwo paraliżuje siatka korupcyjnych powiązań między światem polityki i biznesu. (…) Nie ma cudownego sposobu, który z dnia na dzień zaowocuje naprawą Rzeczypospolitej. Są jednak kroki, jakie można – i trzeba! – podjąć zaraz. Jesteśmy przekonani, że należy do nich zmiana trybu, w jakim obywatele wybierają swoich przedstawicieli, czyli – ordynacji wyborczej”. Trudno się nie zgodzić, że obecna praktyka kreowania tzw. elit politycznych jest patogenna. W sytuacji, w której mniej więcej wiadomo, jakim poparciem cieszy się dana partia, wybór posła jest wyborem aparatu partyjnego decydującego o sposobie i trybie umieszczania na liście danego kandydata. Przy obecnym systemie wybory następują w momencie układania list wyborczych i są dokonywane przez decydentów partyjnych, a nie przez obywateli w dniu wyborów.
Oczywiście wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych nie stanowi panaceum na wszystkie problemy Polski. Konieczna jest gruntowna modernizacja państwa, w tym zmiana sposobu kreowania elit politycznych. Słuszny skądinąd postulat zmiany ordynacji i określenia jasnych i przejrzystych reguł powinien być fragmentem wielkiego planu naprawy, a nie przejawem doraźnej koniunktury politycznej i receptą na zmonopolizowanie sceny politycznej. Bez przecięcia chorych procedur, układów, zależności, powiązań, kryminogennych sposobów podejmowania decyzji, nawet gdyby byli wybierani ludzie kryształowi, niewiele będą w stanie zdziałać. Źle skonstruowany silnik nie będzie lepiej działał, nawet gdy będzie napędzany paliwem najwyższej jakości.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 29.03.2010