Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Historia święta – nieopublikowany felieton z cyklu „Orzeł i reszka” w „Naszym Dzienniku”

Historia święta

W ostatnich miesiącach w Polsce przeżyliśmy surową zimę, tragedię smoleńską i klęskę powodzi. Te zdarzenia, często na początku do końca niezrozumiałe, mają swój głęboki sens. Czyż coś nam nie mówią? Czyż nie ukazują, co się dzieje gdy człowiek uważa, że panuje nad rzeczywistością i chce zasiąść na tronie Boga?
Nauka soborowa Kościoła zwróciła szczególną uwagę na badanie znaków czasu. Paweł VI podczas audiencji generalnej 16 kwietnia 1969 roku mówił do wiernych: „Wyrażenie znaki czasu weszło także w użycie bieżące i zyskało głębokie znaczenie, pełne treści i bardzo interesujące, mianowicie znaczenie teologicznej interpretacji współczesnej historii. Wiadomo było zawsze, że historia jest dla myśli chrześcijańskiej okazją, co więcej, zaproszeniem do odkrycia w niej planów Bożych. Czym jest ‘historia święta’, jeśli nie utożsamianiem myśli Bożej, transcendentalnej ‘ekonomii’ z rozwojem wydarzeń, które dochodzą do Chrystusa i od Chrystusa biorą początek?”.
Znakiem czasu jest, że w tym roku obchodziliśmy 400-lecie przybycia do Polski na piechotę wówczas już 73 letniego włoskiego jezuity Juliusza Mancinellego (1537- 1618), któremu objawiała się Matka Boża i poleciła, aby została proklamowana Królową Polski. Treść tych objawień propagował kanclerz wielki litewski Albrecht Radziwiłł, w czym wspomagał go inny jezuita św. Andrzej Bobola, który dążył by król Polski w uroczystym ślubowaniu uznał Matkę Boża jako Królową Polski. Stało się to 1 kwietnia 1656 roku we Lwowie, a więc na rok przed męczeńską śmiercią św. Andrzeja. Znakiem czasu jest też beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki.
Zapewne mało kto przypuszczał w październiku 1984 roku, że kapelan „Solidarności” za naszego życia zostanie wyniesiony na ołtarze i to jako męczennik. Ten niepozorny ksiądz, który został bestialsko zamordowany tylko dlatego, że głosił Ewangelię, przyjął śmierć w duchu chrześcijańskim, z męstwem, cierpliwością oraz wytrwałością aż do końca. Jest wymownym świętym na nasze czasy, w których coraz więcej chrześcijan, również w Europie, jest prześladowanych tylko dlatego, że wierzą w Jezusa Chrystusa i starają się żyć zgodnie z Jego nauczaniem, zwłaszcza w aspekcie moralnym. Dzisiaj szczególnie potrzeba mężnych chrześcijan nie sparaliżowanych przez „polityczną poprawność”, mających odwagę zło nazywać złem, stających w obronie słabych i bezbronnych, unicestwianych przez aborcję, eutanazję czy in vitro, napiętnujących bezbożne ideologie i struktury grzechu, a zło zwyciężających dobrem.
Znakiem czasu jest, że nasz wielki rodak Ojciec Święty Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki po męczeńskiej śmierci ks. Jerzego 14 czerwca 1987 roku nawiedził jego grób. Ówczesne władze komunistyczne bardzo naciskały by do tego nie doszło gdyż czuły, że siła tego kapłana po jego śmierci, która miała go ostatecznie wyeliminować z przestrzeni publicznej, stanie się jeszcze większa. Wiedziały co robiły. Już 31 października 1984 – w jednej z niemieckich gazet – analizując sytuację w Polsce trafnie przewidywano, że zamordowany kapłan „spełnia wszystkie przesłanki, by być postacią, z którą wielu będzie się utożsamiać i która ma ogromną symboliczną siłę. Może ona dać nowy impuls woli oporu, przygniecionej nastrojami rezygnacji. Jego grób może stać się celem pielgrzymek w kraju, w którym jak nigdzie indziej religia, patriotyzm i świadomość historyczna mocno splatają się ze sobą”.
Ojciec Święty nie uległ „sugestiom” i przybył do Sanktuarium św. Stanisława. Ominął przygotowany klęcznik, uklęknął przy grobie ks. Jerzego, oparł się o granitową płytę i zatopił w modlitwie. Ludzie sytuację komentowali krótko: za życia komuniści nie pozwolili mu przyjść do papieża, to teraz następca św. Piotra przybył do niego. W dawnych czasach, gdy biskup przychodził na czyjąś mogiłę było to odczytywane jako beatyfikacja, czyli publiczne uznanie świętości zmarłego. Teraz czekamy na beatyfikację Jana Pawła II, którego świętość zaświadczył już lud Boży zgromadzony na pogrzebie i wznoszący pamiętne okrzyki: „Santo Subito”.

Jan Maria Jackowski

Tekst ten został napisany dla „Naszego Dziennika” do wydania sobotnio-niedzielnego 05. – 06.06. 2010 i z przyczyn nieznanych autorowi nieopublikowany.