Kryzys demokracji liberalnej
W Czechach dwie największe partie osiągnęły nieoczekiwanie słabe wyniki w majowych wyborach. We Francji Nicolas Sarkozy, uchodzący jeszcze niedawno za charyzmatycznego przywódcę wytyczającego przed tym krajem cele na miarę aspiracji i marzeń jego mieszkańców, jest już negatywnie oceniany przez 64 proc. Francuzów. W Niemczech kreowana na „żelazną kanclerz” Angela Merkel jest najmniej popularna od początku swoich rządów. Hiszpanie są zmęczeni kryzysem, ogromnym bezrobociem i rządami laickiego fundamentalisty José Luisa Zapatero. W Islandii najwięcej głosów w wyborach samorządowych zdobył komik, który obśmiał absurdy demokracji: najpierw obiecywał złote góry, a następnie zastrzegł, że i tak nic z tego nie zrealizuje.
Praktyka mediokratycznej demokracji sprowadza istotę polityki nie do roztropnej troski o dobro wspólne, ale do marketingu politycznego i politycznej poprawności. Liczy się „wizerunkowość”, kolor krawatu czy sposób układania dłoni przy wypowiedzi przed kamerami. Specjaliści od socjotechniki podsycają konflikt dwóch największych partii, bo to odwraca uwagę opinii publicznej od realnych problemów, takich jak na przykład zapaść demograficzna, załamanie systemu emerytalnego i opieki zdrowotnej czy suwerenność Polski w przekształcającej się w federacyjne państwo Unii Europejskiej.
Gra pozorów, odrealnienie i oderwanie od problemów obywateli powoduje zniechęcenie. Nie dziwi zatem, że wielu Polaków jest zmęczonych wojną między PiS a PO. Tym bardziej że panuje zamęt ideowy, a logika wyborcza sprowadza się do wyboru „mniejszego zła”. Obaj kandydaci na prezydenta głosowali za ratyfikacją traktatu lizbońskiego, podobnie mówią o parytecie kobiet w polityce, nie wypowiadają się jasno o prawnej ochronie życia ludzkiego. Szefowa sztabu wyborczego kandydata partii programowo odwołującej się do inspiracji chrześcijańskiej domaga się finansowania in vitro z budżetu państwa, a kandydatka tej partii na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich popiera legalizację związków homoseksualnych. Z kolei prominentni politycy PO deklarujący się jako katolicy popierają in vitro i przystępują do Komunii św., co jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła wyrażonym w stanowisku Rady Episkopatu ds. Rodziny. Przy czym twierdzą, że stanowisko Rady nie jest wiążące dla katolików.
Zniechęcenie Polaków do obecnego modelu życia politycznego zdają się potwierdzać badania socjologów z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie przeprowadzone przez zespół ks. prof. Sławomira Zaręby. Badania zostały przeprowadzone na reprezentatywnej 1080-osobowej grupie warszawiaków (przy okazji okazało się, że 45 proc. mieszkańców stolicy posiada średnie wykształcenie, a 31 proc. wyższe). Z badań wynika, że 51 proc. respondentów zgadza się z opinią, iż „niewielka grupa ludzi wie, co się dzieje w kraju, i kontroluje sytuację w Polsce, a prawdziwa demokracja nie istnieje”. 53 proc. jest przekonanych, że najważniejsze decyzje w Polsce i na świecie są podejmowane zakulisowo, 38 proc. (a 39 proc. się z tym nie zgadza) uważa, że „pewne tajne grupy kontrolują wszystkie ważne decyzje na świecie”, 70 proc. jest zdania, że partie polityczne straciły kontakt ze zwykłymi wyborcami, a 58 proc. domaga się „nowego przywódcy nienależącego do układu”.
Te wyniki są symptomatyczne i wskazują, że Polacy mają podobne opinie o systemie demoliberalnym jak obywatele innych krajów w Europie. Kryzys obecnego modelu demokracji jest już oczywisty. Coraz jaśniej widać, jak profetyczne było nauczanie Jana Pawła II, w tym jego słynna homilia ze Skoczowa z 22 maja 1995 r., w której mówił: „Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!”.
Jan Maria Jackowski
Nasz Dziennik, 12. – 13.06. 2010