Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Między Izraelem a Niemcami

Między Izraelem a Niemcami

Zaczęło się jak w klasycznym polityczno-szpiegowskim thrillerze, w którym najpierw dokonywana jest zbrodnia, a później napięcie tylko rośnie. Na początku stycznia – jak twierdzi jeden z brytyjskich dzienników – premier Izraela Benjamin Netanjahu odbył naradę z członkami szwadronu śmierci izraelskich służb specjalnych, którzy przygotowywali akcję zamordowania lidera Hamasu w Dubaju Mahmuda al-Mabhuha. Na tym spotkaniu dano zielone światło do przeprowadzenia akcji, której „nie uznano za specjalnie skomplikowaną ani ryzykowną”. Dochodzenie do tego rodzaju decyzji sugestywnie zostało oddane w filmie „Monachium” przedstawiającym historię izraelskiego komanda, które w ramach zemsty za zamach terrorystyczny na izraelskich sportowców podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 r. otrzymało zadanie od Goldy Meir wymordowania kluczowych aktywistów organizacji „Czarny Wrzesień”.
20 stycznia br. faktycznie dochodzi do zabójstwa 49-letniego Mahmuda al-Mabhuha, który był przedstawiany światowej opinii publicznej jako dostawca broni dla Hamasu. Mord, za którym według policji Zjednoczonych Emiratów Arabskich stoi Mossad, był dokonany w sposób prowokacyjnie nieprofesjonalny. Zamachowcy od początku do końca akcji byli nagrywani w Dubaju przez kamery na lotnisku i w hotelu, w którym zatrzymał się Palestyńczyk. Posługiwali się sfałszowanymi paszportami niemieckimi, brytyjskimi, francuskimi, irlandzkimi i australijskimi. Ponieważ zostali zarejestrowani, więc bardzo łatwo było ich zidentyfikować i stwierdzić, że posługują się cudzymi dokumentami. Wybuchł międzynarodowy skandal. Kraje, których paszporty wykorzystali zabójcy, zostały postawione w trudnej sytuacji nie tylko w stosunku do Palestyny, ale również do całego świata muzułmańskiego. Nic dziwnego, że ochłodziły się stosunki między 4 krajami europejskimi, Australią a Izraelem. W ramach retorsji władze w Londynie wydaliły rezydenta Mossadu w tym kraju, a rząd australijski jednego izraelskiego dyplomatę.
Lecz to nie koniec filmu. 4 czerwca w Warszawie na Okęciu funkcjonariusze straży granicznej pojmali mężczyznę posługującego się tożsamością Uri Brodsky. Zatrzymania dokonano na podstawie europejskiego nakazu aresztowania wystawionego na prośbę władz niemieckich za pośrednictwem Interpolu. Według niemieckiego wymiaru sprawiedliwości zatrzymany jest agentem Mossadu zamieszanym w zamordowanie Mahmuda al-Mabhuha, a w Niemczech jest prowadzone przeciwko niemu postępowanie, w którym zarzuca się mu działalność wywiadowczą na rzecz zagranicznych służb specjalnych oraz pomoc w dostarczeniu jednemu z uczestników tego zamachu fałszywych dokumentów. Według śledczych federalnych, zatrzymany w Warszawie Izraelczyk miał pomóc w wyłudzeniu paszportu na nazwisko Michael Bodenheimer. Prawdziwa osoba o tej tożsamości jest podobno bardzo pobożnym rabinem. Mieszka w Tel Awiwie i zapewnia, że nie miała nic wspólnego z zamordowaniem Palestyńczyka.
To wszystko to jednak nie filmowa fikcja, ale realpolitik. Przy okazji Polska poprzez wielopiętrową grę kombinacyjną znalazła się między młotem a kowadłem. Zaiskrzyło na linii Warszawa – Berlin – Tel Awiw. W wymiarze politycznym staliśmy się zakładnikiem rozgrywki między dwoma bardzo ważnymi krajami. Z jednej strony na nasze władze naciska rząd izraelski, który oficjalnie zaprzecza, że ma coś wspólnego z zamachem w Dubaju, ale jednocześnie domaga się wypuszczenia aresztowanego i odesłania go do Izraela. A z drugiej strony na Warszawę naciskają Niemcy, które odwołują się do prawa międzynarodowego jednoznacznie zobowiązującego Polskę do przekazania Izraelczyka Prokuraturze Federalnej w Karlsruhe. Zważywszy na fakt, że sprawa aresztowania w Warszawie została nagłośniona przez niemieckie media, trudno nie odnieść wrażenia, że chodzi o uwikłanie naszego kraju w międzynarodową aferę i stworzenie wrażenia, że Polska wydaje izraelskiego obywatela Niemcom. Zgodnie z zasadą: nieważne czy Iksiński jest złodziejem, czy został okradziony, ważne, że jest zamieszany w sprawę kradzieży.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 19. – 20.06. 2010