Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Kurs na rewizjonizm

Kurs na rewizjonizm

Po ustąpieniu 31 maja prezydenta Horsta Koehlera Niemcy znowu mają głowę państwa. Został nią 51-letni Christian Wulff, dotychczasowy premier rządu krajowego Dolnej Saksonii, który jest politykiem rządzącej CDU. Zaproponowała go kanclerz Angela Merkel, która chciała w ten sposób zneutralizować wewnętrzne napięcia w swej partii oraz słabnięcie własnej pozycji, a jednocześnie wzmocnić nurt rewizjonistyczny w niemieckiej polityce.
Zazwyczaj wybór głowy państwa nie wzbudza aż takich emocji. Jednak w czasach coraz gorszych notowań kanclerz Merkel i partii rządzących, załamania gospodarczego, zawirowań wokół euro i napięć w Unii Europejskiej obsadzenie fotela prezydenckiego wzbudziło bardzo wiele emocji i wstrząsnęło niemiecką sceną polityczną. Tym bardziej że Niemcy przeżywają wyraźny kryzys przywództwa państwowego i chcieliby prezydenta, który jasno i zdecydowanie będzie trzymał w rękach ster nawy państwowej, a nie bezbarwnego Wulffa.
O skali napięcia najlepiej świadczy fakt, że nowy prezydent został wybrany dopiero w trzeciej turze wyborów. Kandydat Merkel w pierwszych dwóch nie mógł uzyskać wymaganego poparcia 623 elektorów w Zgromadzeniu Federalnym, mimo że obóz Merkel teoretycznie posiada w nim 644 głosy. Przeszedł dopiero w trzeciej turze, w której wystarczyła zwykła większość. Pokonał opozycjonistę z czasów NRD Joachima Gaucka, który w latach 90. był prezesem Federalnego Urzędu ds. Akt Stasi. Gauck cieszący się w Niemczech dużą sympatią miał poparcie nie tylko SPD i Zielonych, ale również części deputowanych rządzącej koalicji CDU i FDP, którzy najwyraźniej blokowali wybór Wulffa. Co ciekawe – o czym raczej mało piszą komentatorzy – w wyborach prezydenckich już po raz drugi kandydatem na prezydenta był odwołujący się do narodowego socjalizmu Frank Rennicke.
Te wybory zostały określone jako żółta kartka dla Angeli Merkel. „Sueddeutsche Zeitung” napisał: „Zaskakująco duża liczba głosów dla Joachima Gaucka rozświetli blask jego chwały, a Merkel da do myślenia”. W innym dzienniku stwierdzono: „Christian Wulff nie jest prezydentem ludzkich serc. Gdyby wybierał go naród, Wulff nie miałby żadnej szansy”. To aluzja do sondaży, w świetle których zdecydowana większość Niemców, gdyby mogła głosować, poparłaby kandydata opozycji. To, że Joachim Gauck nie został prezydentem, pogłębi podziały i zwiększy frustrację obywateli z powodu partyjniactwa i personalnych zakulisowych przepychanek. Prezydentem został na siłę funkcjonariusz partyjny. Merkel nominalnie wygrała batalię, ale to pyrrusowe zwycięstwo. W tym wyborze chodziło o coś znacznie bardziej długofalowego niż o doraźną rozgrywkę polityczną.
Kim jest nowy prezydent Niemiec? Christian Wulff uchodzi za przedstawiciela liberalnego skrzydła w partii chadeckiej. Przełomowym momentem jego kariery był rok 1994, gdy został szefem CDU w Dolnej Saksonii. Jest żonaty po raz drugi; rozwiódł się z żoną i w 2008 r. związał formalnie z kobietą młodszą o 15 lat. Przy czym deklaruje się jako katolik… Ma dwoje dzieci: nastoletnią córkę z pierwszego małżeństwa oraz dwuletniego syna z obecną żoną. Słynie z sympatii do ziomkostw. W 2007 roku wystąpił jako gość honorowy na ich zjeździe i nie protestował, gdy Rudi Pawelka relatywizował odpowiedzialność Niemców za skutki II wojny światowej.
W stosunku do Polski jest dwulicowy. Miesiąc po katastrofie w Smoleńsku solidaryzował się z Polakami, przyjechał do Wrocławia (województwo dolnośląskie współpracuje z Dolną Saksonią, a wówczas był premierem tego landu), z drugiej – jest admiratorem działań Eriki Steinbach. Jego wybór oraz udział w wyborach gloryfikującego NSDAP i Hitlera Rennickego oznacza, że rewizjonizm staje się coraz bardziej obowiązującym kursem oficjalnej polityki niemieckiej. Dla Polski i innych krajów środkowej Europy to sygnał ostrzegawczy, że następuje reanimacja drang nach Osten. Coraz bardziej widać, jak szkodliwe dla naszego kraju było podpisanie i ratyfikowanie traktatu lizbońskiego, który osłabił naszą pozycję w Unii Europejskiej i zwiększył zależność od Niemiec.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 03. – 04.07. 2010