Stara – nowa koalicja medialna
Książę Salina – bohater znakomitej książki Giuseppe Tomasiego di Lampedusy „Lampart” – mawiał, że trzeba bardzo wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu. Miał na myśli tak zwane rewolucyjne zmiany po przyłączeniu Sycylii do jednoczących się Włoch. Niby porządek polityczny i społeczny się wówczas zmienił, ale pozostały te same mechanizmy władzy i ludzkie zachowania. Spostrzeżenie Saliny jest uniwersalne i pasuje jak ulał do ostatnich zmian w mediach w Polsce.
Jak ćwierkają wróble na dachu, powstała nowa-stara koalicja medialna PO – SLD – PSL. Trwają jeszcze targi, ale już mniej więcej wiadomo, jaki będzie nowy skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a niedługo wejdzie w życie nowelizacja ustawy, która umożliwi zmianę rad nadzorczych oraz zarządów w mediach publicznych, czyli ich depisyzację. Uzależnienie mediów od polityków jest możliwe dzięki niezmiennej od zarania III RP – mimo wielu nowelizacji – filozofii ustawy o radiofonii i telewizji. Jej istota polega na stworzeniu układu, który obrazowo można porównać do klocków domina. Wprawiony w ruch pierwszy klocek (decyzja prezydenta, Sejmu i Senatu o tym, kto ma zasiadać w KRRiT, a więc przeniesienie do tego gremium parytetów partyjnych) popycha drugi klocek (wyłonienie rad nadzorczych w mediach publicznych), ten zaś następny klocek (ukształtowanie zarządów w telewizji i spółkach radiowych) i następny (dyrektorzy odpowiedzialni za program).
Zasada domina w majestacie prawa legitymizuje praktykę upartyjniania mediów publicznych. To dzięki zasadzie domina w latach dziewięćdziesiątych i na początku obecnej dekady doszło do dominacji w obszarze regulacji rynku medialnego w Polsce osób kojarzonych z trzema partiami: z Lewicą, Unią Wolności i PSL. Te środowiska, korzystając ze wsparcia okopanych od czasów PRL fachowców, tworzyły system medialny w III RP zgodnie z własnymi interesami partyjnymi, politycznymi i biznesowymi. Dzieliły się wpływami w mediach publicznych, miały decydujący wpływ na proces koncesyjny i rozdział częstotliwości.
W grudniu 2005 roku dokonano zmian, które umożliwiły wejście do KRRiT osób utożsamianych z ówczesną koalicją rządzącą, czyli z PiS, Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin. Wówczas „stara” koalicja medialna i zaprzyjaźnione z nią media okrzyknęły to zamachem na media publiczne. Trzeba przyznać, że ten okres dla Telewizji Polskiej nie był najlepszy: oznaczał chaos organizacyjny, brak spójnej koncepcji programowej i kilku prezesów na przestrzeni ostatnich 5 lat oraz wiele przetasowań, a ostatnio nawet koalicję z lewicą. Gdy jednak roztropni ludzie przestrzegali polityków PiS przed koalicją z SLD, padało Makiaweliczne stwierdzenie: „cel uświęca środki”, gdyż chodziło o dysponowanie telewizją na czas ważnych kampanii. Wybory prezydenckie nie zostały wygrane, a reputacja partii programowo walczącej z „układami” została bardzo nadszarpnięta. Od początku było wiadomo, że Lewica dzięki sojuszowi medialnemu z Prawem i Sprawiedliwością lewaruje swoją pozycję względem PO i prędzej czy później dogada się z partią rządzącą oraz weźmie aktywny udział w podziale tortu medialnego. Tym bardziej że już niedługo w Polsce nastąpią zmiany technologiczne (cyfryzacja), które na nowo określą podział stref wpływów.
Już gołym okiem widać, że po okresie „burzy i naporu” wszystko „wraca do normy”. Została odbudowana stara koalicja medialna tworzona przez osoby kojarzone z niegdysiejszą Unią Wolności (dziś PO), SLD i PSL. Sojusz, który najwięcej skorzystał na PO-PiS-owej wojnie, wspomoże Platformę w odbijaniu mediów publicznych, ale oczywiście nie za darmo, tylko za dwóch członków KRRiT. W ramach kontraktu nastąpi podział wpływów w Telewizji Polskiej: TVP 1 dla PO, TVP 2 dla SLD, a część ośrodków regionalnych dla PSL. Wiązany z PiS prezes TVP SA co prawda teraz przestrzega, że nastąpi „stuprocentowe upolitycznienie Telewizji Publicznej”, ale co z tego? Zgodnie z zasadą księcia Saliny trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu.
Jan Maria Jackowski
Nasz Dziennik, 24. – 25.07. 2010