Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Wodzowie i żołnierze

Wodzowie i żołnierze

Już za kilka tygodni ruszy pełną parą kampania przed wyborami samorządowymi, która będzie przygrywką do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Nic zatem dziwnego, że po dramatycznych wydarzeniach 10 kwietnia i przyspieszonej kampanii prezydenckiej życie polityczne nabiera coraz większej dynamiki. PO walczy o zgarnięcie całej puli: własny prezydent, własne samorządy i własny następny rząd. PiS podejmuje próby powrotu do władzy, a SLD, zgodnie z zasadą, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, po cichu umacnia swoją pozycję i chce być języczkiem u wagi.

Obecny system polityczny w Polsce opiera się na partiach zarządzanych w sposób wodzowski. Jest jeden dowódca, kilku funkcyjnych i posłuszni żołnierze. Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński to ludzie, którzy rządzą swoimi formacjami twardą ręką. Do tej pory ich decyzje były nieodwoływane i publicznie raczej niekwestionowane przez członków partii. Ewentualni kontestatorzy byli wzywani na dywanik, a potencjalni buntownicy prewencyjnie eliminowani.
System wodzowski ma swoje plusy i minusy. W perspektywie krótkookresowej bywa wygodny, bo zapewnia sterowność struktur i pacyfikuje gry frakcyjne czy separatyzmy. Oparty jest na autorytecie przywódcy, który w swoim środowisku uzyskuje posłuch. Lecz gdy lider nie jest już w stanie rozdawać konfitur władzy, słabnie, bo następuje zmęczenie materiału, albo odrywa się od rzeczywistości, zaczynają się pojawiać mniej lub bardziej zawoalowane głosy krytyki. Poza tym rzeczą ludzką jest błądzić i nawet najlepszy lider, najbardziej światły i najbardziej sprawiedliwy, nie jest nieomylny i może popełniać błędy.
Donald Tusk jest prezentowany w mediach jako sympatyczny i nowoczesny polityk otwarty na dialog. W rzeczywistości – co ujawnił nieżyjący prof. Zbigniew Religa w książce „Człowiek z sercem na dłoni” – bezwzględnie utrąca ludzi, którzy stanowią choćby tylko potencjalne zagrożenie dla jego dominacji lub mają odmienne koncepcje działania. Ale nawet tak mocny przywódca oddał ideowe poletko PO Januszowi Palikotowi i musiał przełknąć bardzo gorzką pigułkę, gdy jego kandydaci nie zostali wybrani przez posłów Platformy do władz klubu parlamentarnego. Mimo tej porażki nadal ma bardzo ważny atut – to on dysponuje realną władzą i od niego zależy, kto będzie dopuszczony do stołu pełnego obfitości. Z kolei Jarosław Kaczyńskim od 2007 roku systematycznie traci realne wpływy w państwie i mniej więcej od tego czasu jest rozpuszczana pogłoska, że lider PiS będzie abdykował, że wycofa się do „Sulejówka”, że będzie jedynie „honorowym prezesem”.
Ostatnio te spekulacje nasiliły się po szeroko prezentowanym w mediach liście otwartym Marka Migalskiego, w którym otwarcie skrytykował styl uprawiana polityki i kierowania partią. Europoseł PiS napisał między innymi: „strategia PiS po wyborach prezydenckich prowadzi nas prostą drogą do klęski wyborczej w nadchodzącej elekcji samorządowej i przyszłorocznej elekcji parlamentarnej”. W obszernym tekście Marek Migalski uzasadnia konieczność zmiany wizerunku PiS, nie unikając personalnych aluzji. Pisze na przykład, że formacja, której „lider króluje w rankingach polityków o najniższym zaufaniu społecznym, nie ma szans na wygraną”.
Wraz z listem otwartym w mediach pojawiły się również inne opinie z wnętrza partii, jak np. list otwarty Małgorzaty Jacyny-Witt, w którym skrytykowała Joachima Brudzińskiego „za zły wizerunek partii”. W prasie publikowane są doniesienia o możliwości przejścia do PO Joanny Kluzik-Rostkowskiej czy Pawła Poncyljusza. Całość ma sprawiać wrażenie, że coś jest na rzeczy i w partii aż kipi. Krytycy obecnej linii partii wewnątrz PiS sprawiają jednak wrażenie ludzi, którzy dążą do czegoś niemożliwego: chcą zjeść ciastko i mieć ciastko. Prawo i Sprawiedliwość bez Jarosława Kaczyńskiego rozpadłoby się, z Jarosławem Kaczyńskim służy PO jako wygodny sparingpartner, z którym ta bez problemu wygrywa. Ten dylemat zostałby rozwiązany, gdyby lider PiS umiał współpracować ze środowiskami o podobnych poglądach i w sposób wiarygodny społecznie zmienić swój wizerunek.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 28. – 29.08. 2010