Wspólnota życia i miłości
– Gdy umawialiśmy się na tę rozmowę, powiedział Pan, Panie Janie, że Pańska rodzina jest normalna. Trudno zaprzeczyć… Biorąc jednak pod uwagę fakt, że Pan Bóg pobłogosławił Wam sześcioma córkami, to jest to sytuacja przynajmniej nieczęsta… Jaka jest Państwa rodzina?
– Jesteśmy szczęśliwymi rodzicami, mamy Joasię, Marysię, Anie, Dominikę, Zosię i Helenkę, i dwoje dzieci w niebie. Cieszymy się i codziennie w modlitwie dziękujemy, że Pan Bóg nam zaufał i obdarzył licznym potomstwem. W naszym małżeństwie jesteśmy otwarci na życie. Jednak przez kilka pierwszych lat po ślubie nie mogliśmy się doczekać potomstwa. Modliliśmy się, ale pojawiał się ludzki niepokój, nawet konsultacje medyczne. 15 sierpnia 1991 byliśmy na Jasnej Górze. W pewnym momencie Ojciec Święty Jan Paweł II zaczął modlić się za te małżeństwa, które już oczekują potomstwa oraz za te, które nie mogą doczekać się dzieci. Z namiestnikiem Chrystusa na ziemi modliły się setki tysięcy wiernych. Doświadczyliśmy potęgi modlitwy jak wiele innych małżeństw, bo rok później urodziła się nasza pierworodna córka Joasia. To była ogromna radość. Maleńka Joasia niekiedy płakała, a wtedy poza mlekiem mamy najbardziej ja uspokajał klekot maszyny do pisania. Zapewne dobrze pamiętała jeszcze z życia prenatalnego stukot maszyny do pisania, bo wówczas codziennie pisałem „Bitwę o Polskę”, a Agnieszka w ciąży lubiła odpoczywać w pokoju, w którym pracowałem. Nasza rodzina jest normalną polską rodziną. Stanowi wspólnotę życia i miłości. Jesteśmy bardzo sobie bliscy i potrzebni. Nie lubię określenia rodzina wielodzietna, bo jest ono obciążone negatywną konotacją. Środki masowego przekazu, jeżeli już pokazują dużą rodzinę, to jest ona pokazywana – niestety – zbyt często w kontekście patologii i dysfunkcjonalności. W ten sposób został wytworzony społeczny stereotyp, że duża rodzina, to problem, coś „nienormalnego” i nie pasuje do współczesnych warunków życia. A to zupełna nieprawda. Duża rodzina, która w Polsce była jeszcze dwa, trzy pokolenia temu czymś zupełnie oczywistym dziś jest traktowana „nienormalnie”. Liczna rodzina jest czymś zupełnie normalnym, aczkolwiek zjawiskiem coraz rzadszym. W dużej rodzinie najlepiej rozwijają się cechy decydujące o rozwoju społeczeństwa takie jak solidarność, uczciwość, ofiarność, pracowitość, oszczędność, odkrywczość, zdolność do współpracy. Poza tym – jak wskazują badania – osoby pielęgnujące tradycyjne wzorce rodzinne cieszą się lepszym zdrowiem niż inni, lepiej funkcjonują w społeczeństwie i częściej osiągają sukcesy, a udane życie rodzinne jest najlepszym remedium na zmniejszające się poczucie bezpieczeństwa ludzi we współczesnym świecie. Rodzina to szkoła życia i miłości. Szczególna wspólnota, w której kształtuje się nasza wrażliwość moralna, osobowość i charakter, uczucia, emocje. W niej uczymy się sztuki życia i relacji z innymi, zdobywamy umiejętności i doświadczenie współżycia społecznego.
– Wyobrażam sobie, że w rodzinie zdominowanej przez kobiety, trochę inaczej wygląda życie codzienne… Pewnie trzeba przewidzieć dłuższy czas porannej toalety, bardziej pojemne szafy z ubraniami, więcej miejsca na kosmetyki…
– To oczywiste. Śmieję, się, że u nas parytet wynosi 87,5 proc. do 12,5. Od lat przymierzam się do napisania książki „Siła kobiet”, bo uważam, że od kobiet zależy przyszłość świata. To fascynujące i bardzo odpowiedzialne być ojcem tylu córek i dostrzegać jak z niemowląt dojrzewają do pełni kobiecości.
– Czy zakładając rodzinę planowali Państwo ile będą mieli dzieci? Czy jako narzeczeni rozmawiali Państwo o tym?
– Od początku, jeszcze w czasach narzeczeńskich marzyliśmy, że nasza rodzina będzie duża. Ale nie ustalaliśmy liczby dzieci. Dzieci to dar od Boga. Jest tajemnica życia: są osoby które nie chcą mieć dzieci i robią wszystko, co im się wydaje możliwe by się nie poczęły, a jednak je mają i są osoby, które są w pełni sił i zdrowia, bardzo pragną dziecka, a nie mogą się jego doczekać. Dzieci to dar od Boga, tymczasem nierzadko ludzie myślą, że są ostatecznymi panami życia i śmierci, a to oczywisty fałsz. Gdy przeżywaliśmy kolejne ciąże, kilkukrotnie podczas USG proponowano nam podanie płci dzieciątka, ale nie chcieliśmy wiedzieć, bo uważaliśmy, że Bóg wie najlepiej .
– Pani Agnieszko, czy jako młoda dziewczyna tak wyobrażała sobie Pani swoją przyszłość? Czy czuje się Pani zrealizowana jako kobieta?
— Wychowywałam się w szczęśliwej i żyjącej wiarą rodzinie. Jako nastoletnia dziewczyna marzyłam , jak wiele moich rówieśniczek , żeby w przyszłości wyjść za mąż i mieć dzieci. Szłam kilkakrotnie właśnie w tej intencji na pielgrzymkę do Jasnogórskiej Pani. Kiedy poznaliśmy się z Jasiem czułam intuicyjnie, że „to ten”- marzenia stały się rzeczywistością a początek naszej wspólnej drogi wyznaczyła data ślubu w styczniu 1989 roku. Czekanie na pierwsze dziecko trzy lata nauczyło nas bezwarunkowego przyjmowania daru życia – bez względu na płeć czy inne wyznaczniki. Każde dziecko jest darem Bożym i nowym człowiekiem, któremu po ludzku dając życie rodzice współuczestniczą w dziele stworzenia i powołania każdego człowieka do wieczności. Jako żona i matka mogę przyznać ,że czuje się szczęśliwa i uważam drogę życia rodzinnego i macierzyńskiego za najważniejszy „zawód czy kariera na świecie.
– Obecnie doradza Pani innym rodzinom, pracując w poradni… W Pani ocenie, gdzie jest główne źródło kryzysów współczesnych rodzin? Co należałoby zrobić, by przywrócić rodzinom ich naturalną kondycję?
—Odpowiedź na to pytanie wymagałaby wyznaczenia szerokiej perspektywy, jednak hasłowo definiując przyczyny kryzysu kondycji rodziny należy wymienić następujące kwestie będące owocem odejścia kultury współczesnej od filozofii klasycznej i pojęcia człowieka jako osoby, bytu psycho-fizyczno-duchowego realizującego swoje powołanie i tożsamość jako mężczyzna i kobieta a zastąpienia ideologią indywidualizmu, permisywizmu czy feminizmu wydaniu tzw. Ideologii genderowej., która niszczy obecną kulturę w sposób miękki, niezauważalny a jednocześnie uderza w samo jądro tożsamości płciowej człowieka i rodziny tworząc niby bajeczny i kolorowy świat współczesny odarty z prawdziwego zrozumienia prawdy czym jest miłość i co to znaczy być kobietą czy mężczyzną. Z drugiej strony kryzys rodziny wiąże, się również ze słabnięciem więzi człowieka ze Stwórcą czyli z kryzysem żywej wiary która wyznacza drogę, cel , sens i kierunek życia człowieka.
Lekarstwa na ten stan rzeczy trzeba szukać w osobistym nawróceniu – czerpaniu siły z sakramentów- dobrej edukacji, formacji oraz tworzeniu dobrej i zdrowej kultury we wszystkich jej wymiarach.
– Panie Janie, zawodowo zajmował się Pan dziennikarstwem, pisarstwem, publicystyką… Dlaczego zdecydował się Pan zaangażować politycznie – jako poseł, radny, polityk? Czy nie obawiał się Pan, że poprzez swoje zaangażowanie ryzykuje Pan zaniedbanie własnej rodziny?
– Uważam, że ciągle aktualne jest wołanie Jana Pawła II ze Skoczowa o ludzi sumienia. Jednak etap aktywności w życiu publicznym mam już za sobą. Na pewno był to trudniejszy czas dla rodziny. Gdy pełniłem funkcje publiczne rozmawiałem z żoną i dziećmi, miałem ich akceptację. Dzieci były mniejsze i starałem się im pokazać na czym polega służba publiczna, której celem jest dobro wspólne i dbanie o szanse rozwoju dla rodzin. Lepiej jak dzieci wiedzą i rozumieją dlaczego taty nie ma w domu, co robi, a nie mają się zadowolić enigmatycznym komunikatem „tata jest w pracy”. Starałem się również aby przynajmniej jeden posiłek w ciągu dnia był spożywany wspólnie, a byśmy mogli być ze sobą i rozmawiać o codziennych sprawach. Zawsze razem spędzaliśmy wakacje. Takimi metodami staraliśmy się minimalizować moją siłą rzeczy zwiększoną nieobecność w domu.
– Wspomniał Pan, że polityka stała się dla Pana narzędziem służby rodzinie… Wielokrotnie słyszymy z ust rządzących deklaracje działań prorodzinnych. Jak jest faktycznie – sami widzimy… Czy Pana zdaniem możliwa jest w Polsce realna polityka prorodzinna?
– Nie tylko jest możliwa, ale jest konieczna jeśli Polska ma przetrwać. Doświadczenie ostatnich dwudziestu lat wskazuję, że ci, którzy wygrywali wybory dzięki hasłom o rodzinie, a później – gdy już sprawowali władzę – ich nie realizowali odchodzili w niesławie. Problemem jest brak formacji i zrozumienia co to jest polityka rodzinna oraz uleganie modnemu liberalizmowi, który w Polsce przybrał na dodatek formę „prymitywnego nadwiślańskiego liberalizmu”. U nas myli się politykę socjalna z polityką rodzinną, nie ma zrozumienia, że w rodzinie jest wytwarzany kapitał ludzki, czyli przyszły pracownik, obywatel, konsument i że to kapitał ludzki jest podstawą wszelkiego rozwoju, w tym rozwoju ekonomicznego. Dlatego od kondycji rodziny zależy w sposób oczywisty kondycja państwa.
– Gdyby ta wielka polityka zależała dziś od Pana, od czego by Pan rozpoczął działania na rzecz rodziny?
– To temat rzeka, wiec moja odpowiedź będzie dłuższa. Instrumentami służącymi do prowadzenia polityki rodzinnej są przede wszystkim: konstytucyjne gwarancje ochrony rodziny i realizowanie praw rodziny. A ponadto: nie dyskryminujący rodzinę system prawny, finansowy, podatkowy, kredytowy, system edukacyjny, dostępność do dóbr kultury i ochrona zdrowia, sposób podziału rynku pracy, gospodarka mieszkaniowa, kształtowanie opinii społecznej poprzez promocję rodziny w mediach oraz powiązanie pracy wychowawczej kobiet z całością życia społeczno-ekonomicznego. W Polsce – mimo deklaracji kolejnych rządów – ciągle nie ma nowoczesnej polityki rodzinnej, ale dramatyzm sytuacji demograficznej i społecznej zmusi władze publiczne do poważnego zajęcia się problemami rodziny. Od czego zacząć? Wpierw trzeba zdiagnozować sytuację. Współcześnie rodzina przestała być samodzielnym podmiotem życia ekonomicznego. Zostały zrelatywizowane ustalone od pokoleń prawa i relacje oraz wzajemne obowiązki i zobowiązania między małżonkami, dziećmi i dziadkami. Perspektywa dezintegracji rodziny i przyzwyczajenie do racjonalistycznego i utylitarnego sposobu myślenia powoduje, że ten sposób myślenia jest przenoszony na życie prywatne. W krajach wysoko rozwiniętych coraz więcej osób patrzy nawet na swoje życie osobiste w kategoriach „rachunku zysku i strat” i dochodzi do wniosku, że zalety życia rodzinnego nie rekompensują problemów z nim związanych, takich jak na przykład ekonomiczne koszty utrzymania rodziny. Rodzina oznacza bowiem wysiłek, obowiązki, poczucie braku komfortu wolności od trosk dnia codziennego. Paradygmat „życia szczęśliwego” i rodziny jako naturalnego środowiska „życia i miłości” jest zastępowany koncepcją samorealizacji i „życia pełnią”. Życie „rodzinne” ma być ograniczone do pary partnerskiej – nie koniecznie stałej, dla której prokreacja może pojawić się jako uboczny, a nie pożądany skutek, gdzie więzi oparte są na kontaktach – najczęściej związanych z zatrudniającą firmą. Według obiegowej opinii dzieci są postrzegane przez swoich rodziców jako przeszkoda w karierze i rozwoju zawodowym. W krajach wysoko rozwiniętych i w Polsce wytworzył się tak zwany model „dinks” (od angielskiego: double income, no kids, czyli podwójny dochód – pensja, żadnych dzieci). Polki przez ostatnie lata rodzą najmniej dzieci spośród wszystkich kobiet w 27 krajach Unii Europejskiej – wynika z przedstawionych danych unijnego biura statystycznego Eurostat. Wskaźnik dzietności wynosił w Polsce w 2005 roku tylko 1,24, podczas gdy unijna średnia wynosi 1,51 (czyli statystycznie na jedną parę przypada półtora dziecka). Najlepiej sytuacja wygląda we Francji (1,92) i w Irlandii (1,88). Obok Polski, najmniej dzieci rodzi się na Słowacji (1,25), w Słowenii (1,26), na Litwie (1,27) i w Republice Czeskiej (1,28), czyli w nowych krajach członkowskich. Ujemny przyrost naturalny spowoduje systematyczny wzrost liczby ludności w wieku poprodukcyjnym i zachwianie proporcji piramidy pokoleń. Ta tendencja niewątpliwie wzmocni w nieodległej przyszłości głosy domagające się legalizacji eutanazji w Polsce, co będzie motywowane również czynnikiem ekonomicznym: pracująca mniejszość nie będzie w stanie utrzymać niepracującej większości. Jednak taki model relacji międzyludzkich wywołuje reakcję sprzeciwu. Coraz więcej osób reprezentujących elitarne zawody i środowiska publicznie wyraża pogląd, że nie satysfakcjonuje ich rola „singla”, samotnego pracoholika samowystarczalnego pod względem uczuciowym, a od życia oczekują czegoś więcej. W świetle badań demoskopijnych zarówno europejskich, jak i polskich, udana rodzina jest jednak uznawana ciągle jako najwyższa wartość oraz pożądane źródło satysfakcji i samorealizacji. Tymczasem koncepcja społeczeństwa jako „rodziny rodzin” jest zastępowana przez „inżynierów dusz” wizją społeczeństwa zbioru luźnych jednostek. Postępuje niszczenie tradycyjnych wspólnot, rodzin, stosunków przyjaźni, stosunków sąsiedzkich, opartych o zasadę bezinteresowności. Modernizm, a zwłaszcza postmodernizm kwestionuje tradycję. Dążenie do sukcesu za wszelka cenę stało się tak silne, że tradycyjne normy i wartości stały się przeszkodą do jego osiągnięcia, więc są traktowane jako ograniczenia, które trzeba odrzucić. Kobiety uzyskują nową pozycję. Ulegają osłabieniu i deprecjacji tradycyjne role kobiety: matki, żony, gospodyni domowej. Na Zachodzie i w Polsce kobiety coraz częściej rodzą pierwsze dziecko w wieku 30 lat. Dzieci rodzi się coraz mniej. Liczba rozwodów dochodzi do 50% zawieranych małżeństw. Większość dzieci w tej sytuacji pozostaje w stanie ciągłej zmiany przynajmniej jednego z rodziców i domu rodzicielskiego. Małżeństwo ze wspólnoty przekształca się w stosunek kontraktowy i związek oparty na korzyściach – niekoniecznie materialnych. Mężczyźni przestali pełnić funkcje głowy rodziny.
Pozbawiona ciężaru gospodarczego instytucja rodziny jest coraz bardziej uzależniana od struktur państwa i prowadzonej przez nie polityki ekonomicznej i społecznej. Poza tym o wiele łatwiej może być poddawana presji ideologii i kultury permisywnej. Rodzina wymyka się modelowi społeczeństwa czasów globalizacji, oznacza ciągłość i tradycję, istnieje przecież pamięć genetyczna o przodkach, a przez dzieci i wnuki twórcze spojrzenie w przyszłość. Nasze jestestwo w rodzinie zaczyna się przed naszymi narodzinami, w życiu naszych rodziców i dziadków, i trwa po naszej śmierci, w życiu naszych dzieci i wnuków. Czy zatem współczesność oznacza perspektywę zmierzchu rodziny? Byłby to wniosek pochopny, bo nawet zmieniająca się pod wpływem niebywałego rozwoju nauki i technologii otaczająca nas rzeczywistość nie jest w stanie zmienić natury człowieka. Szczęśliwe życie rodzinne nadal pozostaje przecież najbardziej cenioną wartością, a zmieniające się mody i tendencje nie są w stanie zmienić oczywistego faktu, ze rodzina to najlepsza wspólnota życia i miłości.
Rozmawiała Małgorzata Zaniewska
W Naszej Rodzinie, wrzesień 2010