Rewolucja kulturalna
W Chinach w drugiej połowie lat 60. ub. wieku zaczęła się tak zwana rewolucja kulturalna, która polegała na zainicjowanych przez Mao Zedonga czystkach w komunistycznym aparacie władzy. Przebiegała ona pod hasłem walki z „antysocjalistycznymi elementami burżuazyjnymi” ukrytymi w strukturach partii. W urzędach, zakładach pracy i na uczelniach pojawili się hunwejbini z opaskami „Czerwona Gwardia”, którzy brutalną siłą tępili już w zalążku „kontrrewolucję” i wszelkie przejawy „niesłusznych poglądów”. Jednym z motywów „rewolucji” było odgórne narzucanie nowej rewolucyjnej kultury i reformowanie tradycyjnej kultury chińskiej w duchu ideologii maoistowskiej.
Skojarzenie z chińską rewolucja kulturalną nasuwa się samo gdy słyszymy ataki na osoby sprawujące funkcje publiczne w wykonaniu współczesnych lewackich i lewicowych „hunwejbinów” dbających o ideologiczną ortodoksję. Ostatnio byliśmy świadkami medialnej nagonki na Elżbietę Radziszewską za jej wypowiedź, że szkoła katolicka może odmówić zatrudnienia lesbijce. Cel tej kampanii był oczywisty – chodziło o zakwestionowanie konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania swych dzieci zgodnie z ich przekonaniami oraz wprowadzenie w Polsce terroru politycznej poprawności. Stanowi ona zasłonę dymną dla totalnej cenzury publicznej bądź autocenzury, która albo zakazuje zajmować się pewnymi tematami albo też nakazuje je przedstawiać w – nazwijmy to – odpowiednim świetle, czyli zgodnie z wymogami zapotrzebowania ideologicznego.
Siła rażenia p.p jest ogromna. Jednych wynosi na piedestał, innych publicznie pogrąża. Piewcy politycznej poprawności sami się tolerancji domagając, są wyjątkowo nietolerancyjny i agresywni dla myślących inaczej. Język narzucony przez p.p. eliminuje wszystkie słowa wartościujące z wyjątkiem tych, które sama wartościuje. Założeniem jest, ze nie istnieje prawda obiektywna, że wszystko jest zbiorem równoprawnych odmienności. Homoseksualizm jest jednym z najbardziej zapalnych płaszczyzn konfrontacji. Postmarksistowscy ideolodzy politycznej poprawności uznają bowiem „gejów” za nową klasę uciemiężonych przez „opresywne i reakcyjne społeczeństwo”. Domagają się zmiany dotychczasowych struktur społecznych, ze strukturą rodziny i małżeństwa włącznie oraz pełnej akceptacji i entuzjazmu dla zachowań przez pokolenia uważanych za dewiacyjne. Misternie budują mit homoseksualizmu jako zjawiska całkowicie normalnego, ze wszystkimi konsekwencjami: legalizacją tzw. związków partnerskich i nadania im takich samych praw jak małżeństwom: do adopcji dzieci, do uprawnień emerytalnych, ubezpieczeniowych, podatkowych oraz afirmacji homoseksualizmu w mediach i kulturze.
Propaganda homoseksualizmu to przejaw dekadencji i permisywizmu, ale także element dechrystianizacji społeczeństwa konsumpcyjnego. To także ideologiczna moda. A przyjmowanie mody jako zasady postępowania to budowanie na piasku. Wystarczy popatrzeć na wzbudzające przed laty zachwyt ortalionowe płaszcze czy stylonowe bluzki, które dziś wzbudzają zażenowanie.
Jan Maria Jackowski
Niedziela, 10.10.2010