Afgańska awantura
Amerykańska interwencja w Afganistanie – w której uczestniczy również Polska – coraz bardziej przypomina drugi Wietnam. Również w Polsce nasila się debata, jak opuścić ten kraj, a różnice zdań pojawiły się w ramach rządzącej koalicji PSL – PO co do daty i scenariusza wycofania Wojska Polskiego. Gołym okiem widać, że USA przegrały tę wojnę. Po 9 latach intensywnych operacji wojskowych, tysiącach zabitych żołnierzy wojsk NATO, dziesiątkach miliardów dolarów wydatków, torturach i mordowaniu niewinnej ludności cywilnej, ukrywaniu przed światową opinią publiczną prawdziwego obrazu tej wojny, Waszyngton się zastanawia, jak zminimalizować totalną porażkę oznaczającą przyspieszenie procesu tracenia pozycji lidera na globalnej scenie. Łatwo było uznać talibów za winnych tragedii 11 września 2001 roku i na fali międzynarodowego wzburzenia i chęci odwetu po ataku na World Trade Center wkroczyć do Afganistanu. Znacznie trudniej jest się wycofać.
Już Talleyrand powiadał, że bagnety mają wiele zalet, ale mają też wady, bo nie można na nich usiąść. To znaczy, że są przydatne przy militarnym wkroczeniu do jakiegoś państwa, ale zarządzanie za ich pomocą podbijanym krajem na dłuższą metę jest niemożliwe. Tym bardziej że górzysty Afganistan i jego bitni mieszkańcy mają ogromne doświadczenie i przygotowanie w stawianiu oporu różnym najeźdźcom, którzy nie rozumieją kultury i tradycji tego kraju. Sowieci chcieli na siłę wprowadzić komunistyczne porządki, Amerykanie system demoliberalny. „Niepokonana” Armia Czerwona całkowicie rozbita uciekała z Afganistanu w popłochu.
Amerykanom nie idzie lepiej. Żaden z celów operacji „Enduring Freedom” (kryptonim interwencji NATO w Afganistanie), które zostały zdefiniowane następująco: zniszczenie terrorystycznych obozów szkoleniowych w Afganistanie, zniszczenie infrastruktury szkoleniowej, pojmanie przywódców Al-Kaidy i zakończenie działań ugrupowań terrorystycznych na terytorium Afganistanu – nie został zrealizowany. Nie udało się też wprowadzić „demokracji i praw człowieka”. Kraj jest zarządzany przez marionetkowe proamerykańskie władze, które kontrolują zaledwie cząstkę terytorium Afganistanu, i to tylko dzięki amerykańskiej armii. Wojna oznacza dla przeciętnego Afgańczyka nędzę i zniszczenie państwa, a Zachód jawi się jako podstępny okupant, który zabija i siłą chce zniszczyć kulturę i prawo do samostanowienia.
Również w Polsce pojawia się debata o kosztach i skutkach naszego udziału w tej awanturze. Dyskusja nasila się zwłaszcza w związku z informacjami o kolejnych ofiarach wśród polskich żołnierzy albo przy okazji tragedii w Nangar Kehl lub rewelacji na temat tajnych więzień CIA na terenie Polski. Korzyści z tej wojny czerpią przede wszystkim wojenne lobby w USA, które znakomicie na niej zarabia, oraz ich poplecznicy w „krajach sojuszniczych”, którzy wmawiają społeczeństwom, że ta wojna jest w imię „racji stanu”. Mydli się oczy, mówi się o „moralności”, „sojuszniczych zobowiązaniach”, straszy opinię publiczną „światowym terroryzmem”, ale ciało każdego żołnierza zabitego w tej wojnie wracające w trumnie bardziej działa na wyobraźnię społeczną niż pokrętna dialektyka mająca uzasadnić jej sens. USA, generując interwencje w Afganistanie, uczyniły to w imię swych globalnych interesów, które bynajmniej nie są interesami Polski.
Ponieważ Polacy mają już coraz bardziej dość tej wojny, która nie jest naszą wojną, więc przy okazji wyborów prezydenckich nawet Bronisław Komorowski przyznał, że „nadszedł czas, aby zakończyć naszą misję w Afganistanie”. Po wyborach mówi już inaczej, bo stwierdził jedynie, że jest strategia zakończenia misji NATO w Afganistanie do 2014 roku. Tymczasem poseł Mirosław Łuczak z PSL uważa, że Polska powinna natychmiast rozpocząć wycofywanie swoich wojsk z Afganistanu. Jak mówi, w takiej sytuacji realnym terminem końca naszej misji byłby 2012 rok. Stwierdził ponadto, że Polsce – jako aktywnemu członkowi NATO – należą się „większe korzyści” od Sojuszu, w tym przede wszystkim osłona antyrakietowa i 100-procentowe bezpieczeństwo naszych granic. Polska nie powinna spolegliwie czekać na resztki ze stołu, tylko jasno przedstawiać swoje stanowisko na zbliżającym się szczycie NATO. Zgodnie z zasadą: nie pukasz, nie otwierają, nie prosisz, nie dają.
Jan Maria Jackowski
Nasz Dziennik, 06. – 07.11. 2010