Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Niemiecka klamka czy opcja brytyjska

Niemiecka klamka czy opcja brytyjska

W mijającym tygodniu ogłoszono fiasko rokowań dotyczących budżetu Unii Europejskiej na 2011 rok. Winą za zaistniałą sytuację zostały obarczone Dania, Holandia, Szwecja i Wielka Brytania, a więc państwa będące tak zwanymi płatnikami netto, czyli tymi, które więcej wpłacają w formie składki do unijnej kasy, niż z niej otrzymują. Unijne problemy budżetowe to jednak nie chwilowa awaria, jak niekiedy próbuje się to przedstawiać, ale splot okoliczności, które mają znacznie głębsze podłoże.

Przyczyną braku porozumienia w sprawie budżetu jest narastająca w gronie części państw członkowskich pod przywództwem Londynu opozycja wobec kursu, jaki obrała Komisja Europejska. Kraje te sprzeciwiają się dalszemu pogłębianiu integracji w oparciu o socjal-liberalną filozofię traktatu lizbońskiego i przekształcaniu Unii Europejskiej w zcentralizowane superpaństwo autorytarnie zarządzane przez brukselską eurokrację. Dokonuje się to metodą faktów dokonanych oraz na drodze „falandyzacji” prawa, z pominięciem procedur demokratycznych. Przy czym pod hasłami „solidarności” i „europejskości” kamuflowana jest istota sprawy, że UE zamienia się w narzędzie niemieckiej ekspansji na naszym kontynencie. Zamiast europeizacji Niemiec, co postulowali ojcowie założyciele Wspólnot Europejskich, mamy zatem germanizację Europy.
Wielowiekową tradycją polityki brytyjskiej jest zwalczanie najsilniejszego kraju na kontynencie. Ponieważ apetyty Berlina są nienasycone i Niemcy chcą odgrywać już nie tylko wiodącą rolę w Europie, ale i na całym świecie, czego przejawem jest dążenie do bycia stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, więc Londyn w oparciu o kraje skandynawskie buduje przeciwwagę dla niemieckiej dominacji. Oczywiście o tym się nie mówi wprost. Dlatego formalnym pretekstem zablokowania budżetu był kryzys gospodarczy i konieczność wprowadzenia oszczędności. Chodzi o przeciwdziałanie wzrostowi wydatków, w tym gigantycznych środków na utrzymanie przerośniętej brukselskiej biurokracji. Reglamentacja finansów wyhamowuje tendencję do centralizacji struktur unijnych, które chcą już decydować nawet o kolorze karmników dla ptaków na prywatnych posesjach Europejczyków. Londyn szykuje się również do poważnej debaty o finansowej perspektywie UE po 2013 roku, domaga się rewizji unijnych polityk, w tym wspólnej polityki rolnej, i sprzeciwia się pomysłom dalszego obciążania podatników, w tym wprowadzenia europodatków na finansowanie brukselskiego molocha.
Brytyjska rozgrywka oznacza dla Polski perspektywę zmniejszenia unijnych funduszy napływających do naszego kraju. Z drugiej jednak strony, pojawia się szansa na wzmocnienie naszej pozycji w Unii Europejskiej. Polska po tragicznych wielowiekowych doświadczeniach teutońskiego sąsiedztwa powinna wyciągnąć wnioski z przeszłości. Trzeba odejść od postawy spolegliwego, zakompleksionego petenta wobec Niemiec i zacząć prowadzić własną politykę zgodną z polskim interesem narodowym. Teraz można umiejętnie wykorzystać rozgrywkę między Berlinem a Londynem i zabezpieczyć nasze interesy. Wasalna mentalność wobec sterowanej z Berlina Brukseli zaowocowała już na przykład drastycznym osłabieniem pozycji Polski w UE po traktacie lizbońskim czy skrajnie niekorzystnymi dla Polski rozwiązaniami w pakiecie klimatycznym, w pakiecie energetycznym i pakiecie ochrony środowiska. W najbliższych latach bardzo osłabią one polską gospodarkę i zepchną nasz kraj na pozycje europejskiej strefy półkolonialnej.
To działanie było sprzedawane propagandowo jako „wyciskanie brukselki”, czyli wyprzedaż na raty naszej suwerenności w zamian za pieniądze. Już Adam Mickiewicz pisał: „lepszy w wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki”. Dylemat służalczości i obroży w zamian za michę obrazowo przedstawiony przez wieszcza w bajce „Pies i wilk” w obecnej sytuacji Polski jest jeszcze bardziej ponury. Dalsze bowiem trzymanie się niemieckiej klamki oznacza, że nie będzie nie tylko wolności, ale także przysmaków, natomiast kierunek brytyjski otwiera przynajmniej opcję na wolność.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 20. – 21.11. 2010