Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Solidarność międzypokoleniowa

Solidarność międzypokoleniowa

Z rozpadającym się systemem emerytalnym i systemem ochrony zdrowia w Polsce jest już bardzo źle. Doszło nawet do tego, że znany z poglądów liberalnych premier Donald Tusk mobilizuje Polaków do rodzenia dzieci. To znaczący sygnał, ale – niestety! – w ślad za zachętą szefa rządu nie idą czyny. Bo przecież władza ma znakomite instrumenty, aby wdrażać tak potrzebną Polsce politykę pronatalistyczną. Tymczasem nasz kraj jest strukturalnie nastawiony antyrodzinnie i antynatalistycznie. Ze wszystkich krajów UE najgorsza polityka rodzinna jest u nas. Rzeczywistość przedstawia się tak, że państwo polskie z premedytacją i bezwzględnie karze rodziców za to, że mają dzieci. Ostatnie podwyżki VAT, teoretycznie o 1 proc., oznaczają w rzeczywistości bardzo często znacznie wyższy wzrost cen. Drobny przykład: w Warszawie na basenie „Wodnik” wejście ulgowe dla dzieci i młodzieży podrożało z 10 zł na 11, a więc aż o 10 procent. Nastąpiło drakońskie podwyższenie VAT na ubranka dziecięce aż o 16 proc., czyli stawka VAT z 7 proc. została zwiększona do 23 proc., co skutkuje wzrostem cen na te podstawowe artykuły przynajmniej o 25 procent. Jest oczywiste, że rodzina posiadająca dzieci jest wyjątkowo boleśnie doświadczana podwyżką VAT, bo za każdy niezbędny towar i usługę – od żywności, przez ubrania, książki i przybory szkolne – trzeba więcej zapłacić. Dzieje się tak dlatego, że państwo traktuje utrzymanie i wychowanie dziecka jak luksusową konsumpcję, która jest wyjątkowo opodatkowana. W Polsce obowiązuje bowiem zasada: im więcej dzieci, tym wyższe podatki. Jak wiadomo, VAT jest podatkiem konsumpcyjnym. Inwestycje nie są nim obciążane. Brak zwrotu VAT od inwestycji w kapitał ludzki (np. niezbędnych wydatków na dzieci) pokazuje, że dzieci traktowane są jak każda inna konsumpcja. Nie dość bowiem, że rodzina ponosi realne bezpośrednie koszty utrzymania dziecka (np. zakup żywności, ubrań, leków, usług medycznych etc.) oraz bardzo dotkliwe koszty alternatywne (np. niższa emerytura dla osoby opiekującej się dziećmi, niższy dochód i gorsze perspektywy zawodowe dla osób utrzymujących dzieci etc.), to musi jeszcze płacić VAT de facto od utrzymania dziecka. Gdy prowadzi się działalność gospodarczą, można odliczyć od podstawy opodatkowania np. paliwo, gdy zaś powołuje się do życia i wychowuje tak potrzebny dla biologicznego przetrwania Polski kapitał ludzki, to kosztów z tym związanych nie można odliczyć od podstawy opodatkowania. Widzimy z tego, że solidarność międzypokoleniowa jest niesymetryczna. Osoby, które z wygodnictwa czy chęci bogacenia się nie miały dzieci, gdy przejdą na emeryturę, będą utrzymywane przez te dzieci, których rodziców karano finansowo za to, że je urodzili i w trudzie wychowywali. W krajach zachodnich, w których występują podobne problemy związane z zapaścią demograficzną, zaczyna się coraz więcej mówić o konflikcie pokoleń. Młoda generacja coraz bardziej zaczyna się buntować przeciwko zwiększającym się odpisom emerytalnym, które są przeznaczane nie na ich przyszłą emeryturę, ale na wypłacanie bieżących zobowiązań dla obecnych emerytów, z których wielu – z przyczyn egoistycznych – nie miało dzieci. Problem jest niezwykle poważny, bo już dziś wiadomo, że systemy emerytalne w dotychczasowej formule się rozpadną, a młode pokolenia nie będą w stanie utrzymać bardzo szybko starzejących się społeczeństw. Dzisiejsi młodzi coraz częściej zdają sobie sprawę, że nie mają szans na emerytury zaspokajające ich podstawowe potrzeby. Dlatego konieczne jest podjęcie adekwatnych do sytuacji działań, a pan premier może od ręki udowodnić, czy w ślad za jego zachętami do rodzenia dzieci państwo podejmie odpowiednie kroki. Otóż pod Toruniem jest bardzo dzielna i ciężko doświadczona rodzina, w której żyje 21 dzieci i która nie otrzymuje od państwa pomocy. Wspierają ją przedstawiciele Związku Dużych Rodzin „Trzy plus”, ale to jest pomoc doraźna. Donald Tusk ma instrumenty, by natychmiast pomóc tej rodzinie. Pytanie, czy będzie chciał z nich skorzystać.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 08. – 09.01.2011