Koń jaki jest, każdy widzi
Ostatnie wydarzenia związane ze sposobem wyjaśniania przez najwyższe władze Rzeczpospolitej tragedii smoleńskiej skłaniają go głębokiej refleksji nad kondycją państwa polskiego. Czyż nie obserwujemy rozkładu państwa, nieudolności oraz niekompetencji, niefrasobliwości, wasalnej mentalności wobec USA, Unii Europejskiej, Rosji, Niemiec i niezdolności elit rządzących do reprezentowania polskiej racji stanu? Nawet Grzegorz Schetyna, jeden z najważniejszych polityków rządzącej krajem Platformy Obywatelskiej, przyznał: „Żal, że nie było szybkiej reakcji na raport MAK, żeby do świata dotarła też nasza narracja. Wtedy byłoby słowo przeciwko słowu, obraz przeciwko obrazowi. Teraz dużo trzeba zrobić, żeby zbudować to inaczej. To był błąd. Zabrakło nam refleksji i wiedzy”. I dodał: „To, że premier był na wakacjach, nie ułatwiło reakcji i ostatecznie tej reakcji zabrakło”.
Trudno nie przyznać racji marszałkowi Sejmu. Sposób wyjaśniania przyczyn katastrofy z 10 kwietnia uświadamiają coraz szerszej rzeszy Polaków przedzawałowy stan państwa polskiego. Chciałoby się powiedzieć za ks. Benedyktem Chmielowskim (1700 – 1763), autorem pierwszej polskiej encyklopedii, który pod hasłem „koń” zwarł taki oto oczywisty, lapidarny i oddający istotę rzeczy opis: „koń jaki jest, każdy widzi”. Jakie jest państwo polskie, każdy widzi, a w ostatnich dniach ze szczególną wyrazistością. Jesteśmy skazani na bylejakość państwa i to, że jest ono nieefektywne, niewydolne, niesterowalne i niereformowalne przy obecnym układzie. System prawny jest niejednoznaczny, wewnętrznie sprzeczny i dziurawy. Sądownictwo bardziej przypomina Trzeci Świat niż Europę.
Żyjemy w kraju, w którym nadal są nieuporządkowane stosunki własności. Nie przeprowadzono reprywatyzacji. Infrastruktura jest w fatalnym stanie. Energetyka jest przestarzała i niedoinwestowana. Kolejnictwo — zdezelowane. Przeciążone i fatalne drogi codziennie zbierają obfite żniwo śmierci. Telefonia komórkowa jest najdroższa w Europie. Dostęp do Internetu — ograniczony i kosztowny. System bankowy — jeden z najgorszych w Europie, nieprzyjazny obywatelom i przedsiębiorcom. Gospodarka jest dławiona gąszczem bzdurnych przepisów, stanowiących mieszaninę dziedzictwa postkomunizmu z „prymitywnym nadwiślańskim liberalizmem”. Kolejne rządy doprowadziły do upadku wielu polskich przedsiębiorstw. Zniszczono dorobek pokoleń — gospodarkę morską. Brak jest strategii i koncepcji, w jaki sposób przeprowadzić modernizację kraju.
Polska, pogrążona w zapaści demograficznej, wymiera, bo z roku na rok nas ubywa. Na emigrację wyjechało kilka milionów dynamicznych Polaków, którzy pomnażają bogactwo nowych „ojczyzn”. System emerytalny się sypie, system opieki zdrowotnej również dogorywa. System edukacyjny jest fatalny, pogrążony w chaosie permanentnej reformy. Polityka państwa wobec rodziny jest najgorsza w Unii Europejskiej. Armia jest niedoinwestowana i niezmodernizowana, mało liczna i ma najniższą gotowość bojową od czasu drugiej wojnie światowej. Standard usług publicznych jest jednym z najniższych w Europie. Żadna wielka afera nie została w pełni rozliczona. Urzędy publiczne opieszale załatwiają sprawy obywateli, a fundusze publiczne są marnotrawione.
Rządzący nie rozumieją procesów współczesnego świata, są niezdolni do reprezentowania polskich interesów. Tymczasem jesteśmy krajem o ogromnym potencjale i możliwościach. Dogodnie położonym w centrum Europy na skrzyżowaniu szlaków Wschód-Zachód i Północ-Południe. Mamy wspaniałą historię, tradycję i kulturę. Polacy są kreatywni, potrafią pracować, ale co z tego skoro system polityczny jest tak skonstruowany, że promuje biernych, miernych, ale wiernych, a efektem tego bardzo niska jakość klasy politycznej. Polacy są już zmęczeni wyniszczającą i jałową wojną największych partii, co oddala nas od naprawy chorego państwa. Zatem od tego, czy do parlamentu zostaną dopuszczeni politycy potrafiący i rzeczywiście chcący ratować państwo oraz od roztropności i odpowiedzialności obywateli będzie zależało, w jakiej Polsce będziemy żyli.
Jan Maria Jackowski
Nasz Dziennik, 22. – 23.01. 2011