Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Orzeł i reszka: Kto będzie następnym premierem

Kto będzie następnym premierem

Nadchodzi wiosna i za oknami jest coraz cieplej. Coraz bardziej gorąco jest również w życiu politycznym. Napięcie rośnie, bo z każdym dniem zbliża się termin wyborów parlamentarnych i finał rozgrywki o władzę w państwie, i w rządzącej Platformie Obywatelskiej. Pojawiają się sondaże, które nie tylko elitom politycznym, ale także opinii publicznej uświadamiają, że pozycja PO słabnie i wcale nie jest takie jasne, kto będzie tworzył nowy rząd po 23 października.
Stratedzy Platformy chyba bardzo żałują, że nie został zrealizowany pierwotny scenariusz, który się pojawił zaraz po wyborach w 2007 roku. Wówczas głoszono tezę – i wszystkie partie polityczne zasiadające w Sejmie z nią się zgadzały – że trzeba skrócić kadencję i przeprowadzić wybory na wiosnę 2011, tak aby w okresie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej był stabilny rząd, a nie emocje związane z kampanią wyborczą. Jednak jak to w życiu bywa, punkt widzenia zależy od punku siedzenia, zwyciężyła wygoda i przywiązanie do status quo. A dziś gołym okiem widać, że nie jest wykluczone, iż jeszcze w końcu polskiej prezydencji dojdzie do zmiany rządu i premiera.
Załamanie finansów publicznych, spirala podwyżek i drożyzna, nieradzenie sobie z rządzeniem, brak działań modernizacyjnych, sytuacja w służbie zdrowia, edukacji i rozkład systemu emerytalnego, niezrealizowanie większości programu wyborczego PO z 2007 r., zadarcie z potężnym lobby finansowym przy okazji zmian w OFE, nieudolność i niekompetencja w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej, upadek socjotechnicznego mitu o profesjonalizmie rządu, osłabienie straszaka, że lepiej niech rządzi PO, byleby nie PiS, to tylko niektóre z przyczyn spadku popularności Platformy w sondażach. Istotny jest również konflikt wewnątrz rządzącej partii. Dopóki Donald Tusk pełnił funkcję arbitra, jego pozycja w PO była niepodważalna. Dziś, gdy jest stroną sporu z Grzegorzem Schetyną, którego najwyraźniej popiera prezydent Bronisław Komorowski, pojawiają się z wewnątrz PO głosy krytyki i propozycje roszad personalnych. Mówi się o Grzegorzu Schetynie jako następnym premierze, na giełdzie kandydatów na szefa rządu pojawił się także Sławomir Nowak.
Rząd i Donald Tusk są już nawet krytykowani przez dotąd sprzyjające im media i środowiska. Wśród tzw. celebrytów (czyli osób znanych z tego, że są znane) pojawiła się swoista moda na publiczne deklaracje pod hasłem „Dlaczego nie zagłosuję na PO”. W siłę rośnie opozycja, zwiększającym się poparciem cieszy się SLD, do którego wracają jego dawni wyborcy. Poprawiają się notowania Prawa i Sprawiedliwości, które w niektórych sondażach dzieli od PO już zaledwie 2 procent. W tej sytuacji głos zabrał prezydent Komorowski, który stwierdził, że po wyborach wcale nie musi powierzać misji formowania rządu liderowi najsilniejszego ugrupowania. Tę wypowiedź uznano za „czarną polewkę” dla Jarosława Kaczyńskiego, ale był to również bardzo mocny sygnał dla Donalda Tuska.
Możliwe są bardzo różne scenariusze. Może powstać koalicja „wszystkich przeciw PiS”, czyli rząd PO – SLD – PSL. Może się okazać, że wybory wygra Prawo i Sprawiedliwość. I co wtedy, skoro – co nawet zauważają eksperci życzliwi tej partii – jest to obecnie ugrupowanie personalnie skonfigurowane na przetrwanie kolejnej kadencji w roli opozycji. Mentalnie i merytorycznie niezdolne do przejęcia odpowiedzialności za kraj bez otwarcia się na ludzi i środowiska, które popierały PiS w 2005 r. oraz bez stworzenia zaplecza intelektualnego i społecznego. A sytuacja Polski jest znacznie trudniejsza niż 6 lat temu…
Może się również okazać, że za 7 miesięcy kondycja państwa będzie aż tak zła, że politycznie nie będzie się nikomu kalkulowało sięganie po władzę i fotel przyszłego premiera będzie jak gorący kartofel, przerzucany z rąk do rąk, by nie parzył. I wtedy być może pojawi się koncepcja „rządu fachowców” (śmieszne określenie, bo potwierdza, że rządzą nami „niefachowcy”) sterowanego z tylnego fotela, by zdjąć z polityków bezpośrednią odpowiedzialność za stan kraju. Może się również okazać, że sytuacja jest tak bardzo zapętlona i patowa, że jedynym wyjściem jest ucieczka do przodu, czyli rozpisanie kolejnych wyborów.

Jan Maria Jackowski

Nasz Dziennik, 12. – 13.03.2011