Opublikowano w kategorii: Bez kategorii

Szlachecka gawęda

Szlachecka gawęda

Ukazał się długo oczekiwany nie tylko w środowisku ziemiańskim pierwszy tom wspomnień Romana Mycielskiego zatytułowany „Pałac na Opieszynie”. Książka dotyczy lat 1933 – 1945, czyli od urodzenia autora do zakończenia II wojny światowej, które to wydarzenie Roman Mycielski wraz z częścią rodziny przeżywał w zajętym przez Rosjan Wiedniu. Niewielkie fragmenty tej książki były już publikowane między innymi na łamach „Wiadomości Ziemiańskich” i ich czytelnicy mogli już częściowo poznać kunszt pisarstwa prof. Mycielskiego.
Autor wspomnień urodził się 21 października 1933 r. w opieszyńskim pałacu, w rodzinnym majątku we Wrześni, w rodzinie znanej w Polsce od wieków. Mycielscy h. Dołęga przez stulecia piastowali różne urzędy, byli senatorami i posłami, politykami, dyplomatami, duchownymi, wojskowymi, ludźmi kultury, sztuki i nauki, animatorami życia społecznego i gospodarczego. W Polskim Słowniku Biograficznym jest aż 21 artykułów o sławnych i zasłużonych przedstawicielach tego rodu. Autor „Pałacu na Opieszynie” pochodzi z linii utytułowanej z Chocieszewic, jest synem Stanisława Kostki Mycielskiego(1897 – 1977), dyplomaty w II RP i Marii Felicji z Czarkowskich-Golejewskich (1909 – 1994), wnukiem Edwarda Mycielskiego (1865 – 1939), ziemianina i przemysłowca, posła na Sejm Galicyjski w latach 1908 – 1914 i Heleny z Ponińskich (1872 – 1952). Nie wchodząc szczegółowo w genealogie należy jeszcze wspomnieć innych przodków autora po mieczu – choćby prapraprapradziadka Józefa Mycielskiego (1733 – 1789), generała i wojewodę inowrocławskiego czy praprapraprapradziadka Macieja Mycielskiego (1690 – 1747), kasztelana kaliskiego i poznańskiego.
Co ważne, Roman Mycielski należy do tej części środowiska „bz”, które w bardzo trudnych realiach PRL, potrafiło odnaleźć swoją drogę i w warunkach prześladowań oraz niechęci dla ziemian i ich rodzin – zgodnie z wielopokoleniową tradycją rodzinną – ogrywać twórczą rolę w społeczeństwie zasilając szeregi polskiej inteligencji. Roman Mycielski zdołał skończyć studia, choć jego „akustyczne” nazwisko i tytuł hrabiowski bardzo utrudniało to zadanie. Dzięki konsekwencji i wytrwałości udało mu się jednak w realiach lat pięćdziesiątych rozwijać pasję przyrodnika i mikrobiologa. Początkowo pracował jako laborant, bo podjęcie studiów było niemożliwe, po październiku 1956 stało się to bardziej realne i studia zaczęte na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończył na Uniwersytecie Warszawskim w 1962 roku. Jest uczniem światowej sławy mikrobiologa i epidemiologa prof. Ludwika Hirszfelda (1884 – 1954), który jeszcze w okresie wrocławskim dostrzegł u Romana Mycielskiego pasję naukowca i to właśnie on umożliwił mu pracę w charakterze laboranta, czym naraził się ówczesnej władzy bo dawał szanse rozwoju przedstawicielowi „obcego elementu klasowego”. W 1969 doktoryzował się , a w 1979 habilitował, od 1989 r. jest profesorem na Uniwersytecie Warszawskim i kierownikiem Zakładu Mikrobiologii Środowisk. Legitymuje się dużym dorobkiem badawczym, jest autorem ponad 40 prac naukowych. Pasję badacza łączył z talentem dydaktycznym, a wśród studentów był postrzegany jako najlepszy wykładowca na Wydziale Biologii UW. Roman Mycielski od lat publikowała również na łamach prasy eseje i teksty publicystyczne.
„Pałac na Opieszynie” wyróżnia się spośród wydawanych w ostatnich latach wielu pamiętników i wspomnień pisanych zazwyczaj przez osoby sędziwe, które koncentrują się na rozpamiętywaniu dawnego życia z czasów dzieciństwa i młodości. Jest książką ważną i niezwykłą, w której jej autor przełamuje ten właśnie stereotyp gatunku literatury wspomnieniowej –wracania do przeszłości owianej nostalgią przemijania i opisywanej z pozycji doświadczenia całego życia. W jego wspomnieniach przewija się galeria postaci z najbliższej i dalszej rodziny oraz osób powszechnie znanych w dwudziestoleciu międzywojennym ze świata arystokracji, polityki, kultury, życia gospodarczego jak również tak zwanych zwykłych ludzi z którymi stykali się jego krewni i pracujących u Mycielskich. Można rzec, że jest to zbiorowy portret środowiska, przedstawione są zasady jego funkcjonowania, styl życia, detale codzienności, sposób ubierania i noszenia, praca, przyjemności, zaangażowania w życie publiczne, relacje międzyludzkie, horyzonty intelektualne, poglądy nie tylko na kwestie społeczne, troski i radości. Autor na przeszłość patrzy „okiem i szkiełkiem mędrca”, potrafi zachować dystans, a jednocześnie z kart jego wspomnień przebija ogromna życzliwość do ludzi. Jest bardzo spostrzegawczy i wiarygodny.
Książka jest jedyna w swoim rodzaju, ponieważ jej autor stosuje bardzo twórczą metodę pisarską. Łączy warsztat dociekliwego naukowca i analityka, krytycznego wobec rzeczywistości, ze specyfiką formy literackiej jaką jest wspomnienie, a więc opisywanie rzeczywistości ex post siłą rzeczy zabarwione osobistymi wątkami i emocjami. Roman Mycielski sam powiada, że jego wspomnienia literacko nawiązują do gatunku, który jest określany jako gawęda szlachecka. Jest notabene znakomitym gawędziarzem nie tylko w formie pisanej, ale także mówionej. W naszym domu jest taki zwyczaj, że 11 listopada zapraszamy młodzież i młode małżeństwa z kręgu rodziny na śpiewanki patriotyczne, a w okresie bożonarodzeniowym na kolędy. Tradycją tych spotkań jest gawęda Romana albo o tematyce patriotycznej i historycznej albo nawiązującej do przeżywanych świąt, a zebrani młodzi ludzie z ogromną uwagą i skupieniem słuchają tego dzielenia się żywym słowem. I co roku dopominają się abyśmy nie zapomnieli zorganizować kolejnego spotkania.
Gawęda szlachecka jest szczególną forma opowieści w polskiej tradycji. Wedle encyklopedycznej definicji, składa się z obrazów lub szkiców obyczajowo-rodzinnych połączonych osobą narratora. Miewa swobodną kompozycję, jest pełna odniesień i dygresji, nie musi respektować chronologicznej kolejności wydarzeń. Tematycznie nawiązuje do historii Polski i zawiera również opowieści o znanych powszechnie postaciach i typowych elementach życia szlacheckiego i ziemiańskiego oraz etosie tego środowiska. Gatunek ten rozwinął się w literaturze polskiej szczególnie po opublikowaniu w latach 1839 – 1845 kolejnych części „Pamiątek Soplicy” Henryka Rzewuskiego (to ten utwór zainspirował Adama Mickiewicza do napisania „Pana Tadeusza”), a w XX wieku do niego nawiązywali w swej twórczości min. Witold Gombrowicz, Ksawery Pruszyński czy Melchior Wańkowicz.
Pałac opieszyński jest w pewnym sensie pretekstem i elementem konstruującym i porządkującym fabułę. Stanowi świetnie opisaną na początku wspomnień scenerię, w której rozgrywa się akcja, pojawiają się bohaterowie jego wspomnień, a ci, którzy nigdy w nim nie byli – poprzez znakomite anegdoty i dygresje – pozostają w relacjach z jego mieszkańcami. Drugą – obok pałacu – kanwą konstruującą jego wspomnienia jest ocalała z pożogi wojennej oraz czasów stalinowskich i odnaleziona w 1997 roku księga gości opieszyńskiego pałacu. Księgę tę uratowały i przechowały przez okres PRL dzieci Stanisława Barełkiewicza, kasjera w majątku Mycielskich. Pierwszy wpis w niej pochodzi z 24 kwietnia 1900 roku, a ostatni z 14 września 1939 roku. W księdze są wpisy nie tylko członków rodziny Mycielskich, dalszych ich krewnych i przyjaciół z kręgu arystokracji, zamożnego ziemiaństwa i inteligencji, ale także znamiennych postaci: trzykrotnie prezydenta Ignacego Mościckiego uwielbiającego wrzesińskie polowania; kard. Augusta Hlonda; gen. Józefa Hallera; malarzy: Wojciecha Kossaka, Jerzego Kossaka, Tadeusza Stryjeńskiego, Kazimierza Pochwalskiego czy odwiedzającego Mycielskich w czasach I wojny światowej Michała Żymirskiego, późniejszego marszałka Ludowego Wojska Polskiego oraz wielu wielu innych. Te wpisy stanowią dla autora bardzo nośny pretekst do kolejnych anegdot i dygresji.
Roman Mycielski ze słabości robi siłę. Sam przyznane, że wielu wydarzeń nie pamięta, bo był dzieckiem lub młodzieńcem, więc konfrontuje je z relacjami innych, z ich wrażeniami i wspomnieniami, z dokumentami, z zachowanymi przedmiotami, fotografiami, dokonuje wiwisekcji wydarzeń, wizji lokalnej, czyni liczne dygresje, przemieszczając się w czasie i przestrzeni opisuje np. spotkane po latach osoby, czy sposób ocalenia i odnalezienia po latach cennych rodzinnych pamiątek, co dramaturgicznie dopełnia kompozycję całości. Z tych wszystkich okruchów rzeczywistości – pełniąc przy tym konsekwentnie rolę narratora rekonstruującego przeszłość – tworzy barwny trójwymiarowy fresk sugestywnie odtwarzający epokę. Jest niczym dyrygent, który prowadzi wielką orkiestrę symfoniczną przez meandry wielowątkowego dzieła z licznymi partiami dla popisów solistów, nie traci jednak ani razu kontroli nad całością i nadaje jej harmonijne brzmienie.
Już we wstępie sam autor po części odnosi się do przyjętej przez siebie metody pisarskiej. We fragmencie poświęconym właściwościom ludzkiej pamięci pisze: „Pamięć zarówno małych, jak i większych dzieci jest wybiórcza, często pamiętają
one inne fragmenty rzeczywistości niż dorośli, zwłaszcza te związane z ich radościami i tragediami, czego najlepszym dowodem jest historia z pierniczkami w 1944 roku. Ale pamięć dziecka – zresztą nie tylko dziecka – jest równocześnie zawodna,
często następuje przesunięcie w czasie lub miejscach, poszczególne zdarzenia łączą się ze sobą, fragmenty rzeczywistości ulegają przemieszczaniu i mieszają się z typową dziecięcą fantazją, jak to było na przykład z pałacem w Nowym Mieście. Pamięć, zarówno dziecka, jak i ludzi dorosłych, zwłaszcza po 40-60 latach to jest jednak problem, który męczy, a właściwie interesuje mnie od momentu rozpoczęcia pisania tych wspomnień.
Klasycznym przykładem mijania się wspomnień dwóch kolejnych pokoleń jest historia XVII-wiecznej szafy gdańskiej, która stała w jadalni naszego pałacu; ja pamiętam, że miała na wewnętrznych stronach drzwi dwa kolorowe portrety
Jana Kazimierza i Marii Ludwiki (szafa ta była darem miasta Gdańsk dla pary królewskiej). Tymczasem „Kwartalnik Wrzesiński” opublikował w nr 4 z roku 2000 tekst zatytułowany „Historia rodu Ponińskich i Mycielskich”, pisany przez mojego ojca, Stanisława, w roku 1977 (23 lata przed opublikowaniem!), który gdzieś we Wrześni odnaleziono. Ojciec pisze, że na wewnętrznej ścianie tej sławnej szafy był portret Jana Kazimierza z kości słoniowej. Kto ma rację? Ja widziałem po raz ostatni te portrety w 1939 roku, mając 6 lat, więc mogło mi się coś pomylić, ojciec pisał ten tekst na kilka miesięcy przed śmiercią, kiedy wielu rzeczy już nie pamiętał, i jak widać z oryginalnego tekstu, pisanie go już męczyło i starał się wiele informacji maksymalnie skracać. A więc kto ma rację? Obraz (czy obrazy?) były na pewno malowane na wewnętrznej stronie drzwi, nie na ścianie, gdzie byłyby niewidoczne, być może były malowane (ale czy na pewno malowane?) na kości słoniowej, ale czy był tam jeden, czy dwa obrazy?” (s. 9 -10).
Roman Mycielski konsekwentnie stosuje swą metodę w „Pałacu na Opieszynie” i nierzadko zderza ze sobą postacie i konfrontuje ich wspomnienia. Wrażenie robi przytoczone in extenso wspomnienie Heleny Gawlak, która krótko pracowała przed wojną w jednym z folwarków Mycielskich opublikowane pierwotnie w „Wiadomościach Wrzesińskich” i będące reakcją na jeden z artykułów napisanych w tym czasopiśmie przez Romana Mycielskiego. Opisuje jak jej i jej rodzinie było źle, w jakiej żyli nędzy i wyzysku. Pisze m.in.: „nadal czuje żal za tamte lata (…) W Pałacu wielkie bale, rauty, a my głodowaliśmy” (s. 115). Roman Mycielski cierpliwie i metodycznie odpowiada pani Helenie, odnosząc się akapit po akapicie do jej zarzutów i spojrzenia na „pańska Polskę”, a jego konkluzja jest następująca: „Tak więc, mimo że pani Helena Gawlak w paru rzeczach się myli, w paru zawodzi ją pamięć, w paru nie ma wystarczających informacji, troszeczkę też koloryzuje i niewłaściwie interpretuje niektóre fakty, to jednak uważam, ze jej wypowiedź stanowi cenne uzupełnienie mojego artykułu, między innymi i dlatego, że umożliwiła mi podjęcie konstruktywnej krytyki, która, jak mam nadzieję, pozwoliła na wyjaśnienie kilku problemów” (s. 121).
Takich zderzeń i różnych spojrzeń na to samo wydarzenie lub zjawisko jest w książce wiele, co powoduje, że znakomicie się ją czyta. Autor chętnie oddaje głos innym będąc wiernym przyjętej metodzie i poszukiwaniu prawdy. Dodatkowym walorem książki są przemyślane, świetnie dobrane i liczne ilustracje (choć to zaledwie ocalała z pożogi wojennej cząstka tego, co było w opieszyńskim pałacu), które znakomicie uzupełniają tekst i oddają klimat opisywanego świata. Ten świat zniknął zmiażdżony przez dwa totalitaryzmy: brunatny i czerwony. Dobrze zatem, że wspomnienia Romana Mycielskiego nie kończą się na 1945 roku, bo czytelnicy nie wiedzieliby, jakie były dalsze losy rodziny i postaci przedstawionych w „Pałacu na Opieszynie”. Już niedługo wydawca – Wydawnictwo LTW – zapowiada publikację tomu drugiego przekornie i z dozą pewnej gorzkiej ironii zatytułowanego „Po zwycięstwie” chronologicznie obejmującego okres od maja 1945 do pierwszej dekady XXI wieku, a więc czasy PRL i III RP.

Jan Maria Jackowski

Roman Mycielski, Pałac na Opieszynie, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2010. Kontakt do wydawnictwa: ul. Sawickiej 9, Dziekanów Leśny, 05-092 Łomianki, tel/faks: 22 7512518, e-mail: wyd@ltw.com.pl.

„Wiadomości Ziemiańskie”, nr 45, wiosna 2011