Na przykładzie coraz bardziej radykalnych działań wynikających z ideologii możemy dostrzec, w jaki sposób współcześnie – w czasach, w których tyle mówi się o swobodach, prawach i wolności – zarówno swobody, prawa jak i wolności są odbierane. Dzieje się to nieraz bardzo szczytnymi i nośnymi społecznie hasłami, takimi jak ochrona środowiska czy ochrona zdrowia. Na przykład walka z wirusem Covid-19 dała rządom pretekst do narzucania stylu oraz bezprawnego ograniczenia praw obywatelskich i swobód religijnych czy gospodarczych, czego dowodem są przegrane przez państwo polskie procesowy sądowe. Sądy kwestionowały chociażby ograniczanie praw człowieka i ingerowanie w wiele sfer życia na podstawie rozporządzeń, a nie ustaw.
Podobne tendencje ujawniają się przy okazji dyskusji i działań w zakresie ochrony środowiska. Na konferencji zorganizowanej przez Warsaw Enterprise Institute na temat bezpieczeństwa energetycznego Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen stwierdził, że „w zrównoważonej przyszłości” nie będzie miejsca na prywatne samochody i dodał: „Prywatne samochody, użytkowane maksymalnie dwie godziny dziennie stoją w sprzeczności ze zrównoważoną konsumpcją”. To stwierdzenie wywołało ożywioną dyskusję w Internecie. Pikanterii dodaje jej fakt, że kontrowersyjna tezę wygłosił przedstawiciel największego polskiego koncernu paliwowego, który przecież czerpie gigantyczne dochody z produkcji i sprzedaży paliw dla milionów kierowców, z których zdecydowana większość jest również ich właścicielami.
Dyskutanci zwracali uwagę, że opowiadanie się za nowoczesnymi, bardzo drogimi i nieefektywnymi użytkowo technologiami oraz zachęcanie do wprowadzania polityk zakazujących tego, co posiadają miliony Polaków i co jest im niezbędne do życiowego funkcjonowania w kraju, w którym transport publiczny jest słabo rozwinięty, jest nawoływaniem do wykluczenia transportowego i pogorszenia standardu życia.
Samochód to nie tylko przejaw aspiracji cywilizacyjnych, ale bardzo przydatne narzędzie, które daje współczesnemu człowiekowi poczucie wolności, wygody i swobody przemieszczania się oraz komfort niezależności i poczucie bezpieczeństwa.
Wypowiedź głównego ekonomisty PKN Orlen popierająca wprost likwidację motoryzacji spalinowej wpisuje się w cały szereg innych działań, które mają skutecznie zniechęcić do korzystania w samochodów spalinowych. W Unii Europejskiej są wdrażane coraz bardziej bezwzględne regulacje mające na celu doprowadzenie do znacznego ograniczenia produkcji przemysłowej i konsumpcji. Przy okazji kraje bogatsze wykorzystują te regulacje do uniemożliwienia niektórym krajom dynamicznego rozwoju, zabraniając eksploatacji zasobów naturalnych ze względu na domniemane znaczenie danego ekosystemu dla klimatu. Celem nadrzędnym jest osiągnięcie neutralności klimatycznej najdalej do 2050 roku, a w Paryżu już w 2030 roku! Dominująca narracja – zgodnie z założeniami Agendy 2030 na rzecz zrównoważonego rozwoju – jest taka, że nie zostanie wdrożona trwała zmiana nawyków społecznych, wzorców życia i konsumpcji, czyli swoista ideologiczna „reedukacja społeczna” (jak w Polsce w czasach komunistycznych), dopóki „prawa Natury” , nie uzyskają wyższej rangi w prawie międzynarodowych i w ustawodawstwach krajowych niż prawa człowieka.
Zgodnie z tymi trendami wiele miast ogranicza ruch samochodowy. W krajach europejskich, jak również w Polsce, doktryną inżynierii ruchu jest wypychanie samochodów z centrów miast, tworzenie stref pieszych, ograniczenia dozwolonej prędkości do 30 km na godzinę. Ulice są zamykanie albo zwężane dla ruchu samochodowego, drastycznie są podwyższane opłaty parkingowe oraz następuje likwidacja miejsc parkingowych. Premier Morawiecki zgodził w rozmowach z Unią Europejską na podwyższenie opłat rejestracyjnych za auta spalinowe i zakaz rejestracji takich pojazdów po 2035 roku. Wprowadzono regulację umożliwiające miastom prawo tworzenia stref z zakazem lub ograniczeniem wjazdu samochodów, ze względu na produkowane przez nie spaliny. W wyniku już wdrożonej Strefy Czystego Transportu w Krakowie między 2024 a 2026 rokiem co piąte auto na ulicach miasta stanie się „nielegalne”.
Równolegle lansowane są postulaty zmiany zasad użytkowania przestrzeni miejskich i nieruchomości, co wiąże się z wysiedlaniem ze śródmieść ludzi mniej zamożnych, którzy nie będą w stanie wytrzymać presji podatkowej i kosztów życia. Ewentualnie będą oni musieli zdecydować się na wspólne zamieszkiwanie z obcymi osobami, podobniej jak w czasach komunistycznych, w których były przymusowe dokwaterowania. Pojawiła się tendencja do zamieniania własności na okresowe użyczanie/zajmowanie nieruchomości (jak jakieś mieszkanie jest niezasiedlone, to można je samowolnie zająć bez tytułu prawnego!) oraz rozwijania systemów wynajmu np. samochodów. Car sharing, czyli system wypożyczania samochodu na minuty, godziny i dni za pomocą telefonu komórkowego to alternatywa dla posiadania samochodu w mieście. Przy czym ten system zdecydowanie nie opłaca się przy codziennym pokonywaniu większych dystansów, w sytuacji gdy dojeżdżamy samochodem do pracy, odwozimy dzieci do szkoły i przedszkola, robimy większe zakupy, odwiedzamy rodzinę poza miejscem zamieszkania, wyjeżdżamy na wakacje czy sobotnio-niedzielne wycieczki.
Wszystko to pod hasłem walki z emisją CO2 i dbałością o środowisko naturalne. Auta spalinowe mają zastąpić bardzo drogie i kłopotliwe w eksploatacji z racji na mały zasięg auta elektryczne reklamowane jako zeroemisyjne. Jest to oczywista nieprawda, bo gdy weźmie się pod uwagę całościowe obciążenie dla środowiska naturalnego – począwszy od etapu produkcji takiego auta, poprzez eksploatację, po złomowanie to bilans dla środowiska jest podobny, jak z autami spalinowymi. Energia elektryczna, która zasila auta elektryczne pochodzi przecież z elektrowni, które nie są przecież całkowicie zeroemisyjne Ważną kwestią jest też żywotność i sprawność akumulatora, który wymaga całkowitej wymiany po kilku latach, a jego utylizacja jest wyjątkowo kosztowna.
Świat dzisiejszy jest przesycony lękliwa narracją, że za kilkadziesiąt lat nastąpi jego koniec. Złowieszcze wizje futurystyczne o końcu świata były znane również w przeszłości. Nic się nie sprawdziło z raportu reprezentującego środowiska globalistów Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu” z 1972 roku – w którym jako pokłosie głośnej książki Paula Erlicha z 1968 roku „Bomba ludnościowa” – prognozowano, że do katastrofy demograficznej i klęski głodu dojdzie już w latach 80. XX wieku. Erlich głosił i traktowano to poważnie, że na początku XXI wieku na naszej planecie będzie 15 miliardów ludzi, co spowodowałoby wyczerpanie światowych zasobów surowców i dlatego dla ratowania ludzkości trzeba wprowadzić zerowy przyrost naturalny.
W 1894 roku londyński „Times” zapowiadał, że ze względu na wzrost końskich zaprzęgów Londyn w ciągu 50 lat utonie w trzymetrowej warstwie końskiego łajna. Tyle są warte futurystyczne wizję oparte na krótkowzrocznych, doraźnych, a niekiedy inspirowanych ideologicznie naukowych prognozach. Dziś wiadomo już, że większość tych lęków wzięła się z niezrozumienia skali przemian. Dziś na Ziemi żyje ok. 8 miliardów ludzi, ale nie 15, natomiast problemy z końskim łajnem rozwiązały właśnie samochody.
Jan Maria Jackowski
Źródło: W Naszej Rodzinie 1/2023