Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

W Naszej Rodzinie – Nadchodzą chude lata

         W 1992 roku Stany Zjednoczone dotknęła dokuczliwa recesja. Bill Clinton, wyczuwając nastroje społeczne, prowadził swą zwycięską kampanię prezydencką pod hasłem It’s the economy, stupid, co w luźnym tłumaczeniu oznacza „liczy się gospodarka, głupcze”. Od tamtej pory to powiedzenie zrobiło ogromną karierę i jest przypominane gdy rządzący zapominają o tej bardzo ważnej sferze życia publicznego, a debata publiczna ogniskuje się wokół tematów zastępczych i wykorzystywanych w do celów politycznych rozgrywek między obozem rządzącym a opozycją. Tym bardziej, że w ostatnich miesiącach mamy w całej Unii Europejskiej nasilające się spowolnienie gospodarcze. Natomiast w Polsce doświadczamy rekordowo wysokiej inflacji, drastycznego wzrostu cen energii, drożyznę oraz coraz wyraźniejsze i powszechnie odczuwane oznaki stagnacji gospodarczej.

     Nadchodzący kryzys oznacza osłabienie tempa rozwoju gospodarczego i zmniejszenie konsumpcji, bowiem maleją możliwości nabywcze Polaków i znacząco został utrudniony dostęp do kredytów. Zmniejszenie konsumpcji to nie tylko zmniejszenie optymizmu społecznego oraz ograniczenie materialnych aspiracji życiowych, ale coraz powszechnie dostrzegane realne obniżanie się poziomu życia Polaków. I choć według przewidywań niektórych ekspertów od wiosny przyszłego roku inflacja w Polsce powinna się obniżać, to, niestety, koszty życia nadal będą znacząco rosły drenując kieszenie Polaków. Co więcej, nie zanosi się na to aby obniżanie inflacji i stabilizacja sytuacji było mierzone miesiącami, raczej trzeba się przygotować na kilka lat chudych.

      Narastanie inflacji rozpoczęło się w połowie 2019 roku, a więc jeszcze przed pandemią Covid 19. Jednak Rada Polityki Pieniężnej Polska nie podjęła wówczas odpowiednich działań, co miało wpływ na dynamikę wzrostu inflacji, a reakcja nastąpił zbyt późno, gdy inflacja nabierała rozpędu. Z listopadowych prognoz Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych NBP przygotowanych dla Rady Polityki Pieniężnej wynika, że w przyszłym roku inflacja najprawdopodobniej  będzie wynosiła średnio 13,2 proc., a w kolejnych dwóch latach – odpowiednio – 5,9 proc. i 3,5 proc. Jednym słowem inflacja wróci do poziomu celu inflacyjnego, czyli 2,5 proc. najwcześniej w 2025 roku!

    Życie codzienne polskich rodzin w realiach wysokiej inflacji, drożyzny w sklepach i stacjach benzynowych, podwyżki cen energii, wzrostu kosztów utrzymania mieszkania i zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych jest wyjątkowo dokuczliwe. Przy czym w najtrudniejszej sytuacji będą osoby o najniższych dochodach, w tym wielu emerytów i rencistów. Dane GUS wskazują, że przeciętna emerytura z ZUS ma o prawie 7 proc. mniejszą faktyczną wartość niż rok temu. W przypadku świadczeń rolniczych z KRUS ubytek jest jeszcze większy i wynosi 10 proc. Kolejną kwestią jest konieczność nieustannej indeksacji umów cywilno-prawnych o współczynnik inflacji, a także narastająca spirala cenowo-płacowa. Oznacza to, że coraz wyższe ceny tworzą społeczną presję na wzrost wynagrodzeń, a więcej pieniędzy na rynku stymuluje coraz wyższe ceny towarów i usług i podsyca inflację.

       Strukturalnym problemem nr 1 polskiej gospodarki jest prowadzona przez ostatnie lata polityka makroekonomiczna. Rząd wprowadzając kolejne programy społeczne oraz osłonowe tarcze covidowe i antyinflacyjne, jak również wydając w tym roku ponad 40 mld (według danych OEDCD, które i tak są niedoszacowane) na utrzymanie uchodźców z Ukrainy tworzył niejako „dobrobyt” na kredyt. Prowadził politykę zwiększanie deficytu finansów publicznych i w ten sposób zdobywał głosy obywateli przekupując swoich wyborców ich własnymi pieniędzmi oraz tymi, które będą spłacać przyszłe pokolenia. Obecnie ta polityka zadłużania państwa, przy bardzo wysokim koszcie kredytów oraz obsługi tego zadłużenia, grozi bardzo poważnymi konsekwencjami. Polskie zadłużenie publiczne jest bardzo wysokie, nasilają się problemy z jego spłata gdyż rynki oczekują bardzo wysokiego oprocentowania obligacji.

      Według danych Ministerstwa Finansów państwowy dług publiczny (zadłużenie sektora finansów publicznych po konsolidacji) na koniec drugiego kwartału 2022 roku przekroczył 1175 mld zł. Na dług publiczny składają się zobowiązania rządowe, samorządowe i ubezpieczeń społecznych. Unia Europejska posługuje się inną systematyką naliczania zadłużenia publicznego. I ten wskaźnik, bardziej realny bo uwzględnia zadłużenie samorządów, wyniósł na koniec drugiego kwartału 2022 roku ponad 1453 mld zł. Różnica 278 mld zł to będące poza kontrolą parlamentu zobowiązania zaciągnięte przez instytucje pod nadzorem państwa, takie jak m.in. Bank Gospodarstwa Krajowego, Krajowy Fundusz Drogowy czy Polski Fundusz Rozwoju.  Ponadto w skład ogólnego zadłużenia wchodzą niewidoczne na pierwszy rzut oka zobowiązania emerytalne i rentowe państwa wobec przyszłych emerytów i rencistów, które rosną w zawrotnym tempie i są szacowane już dziś na biliony złotych.

     Sytuacja jest zatem trudna, ponieważ na rok przed wyborami następuje powszechnie odczuwalny spadek poziomu życia Polaków a polska gospodarka zmierza w stronę recesji. Dlatego rząd zmienia narrację i z fazy chwalenia się sukcesami zaczyna przygotowywać Polaków na chude lata. Rząd szuka oszczędności i dokonuje cięć wydatków państwowych, a w rozmowach z Unią coraz bardziej gotowy jest na ustępstwa próbując w ten sposób doprowadzić do odblokowania środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Przygotowuje także zmiany w tarczach antyinflacyjnych i w programach społecznych zdając sobie sprawę, że skończył się czas prosterity.  

                                                           Jan Maria Jackowski

Źródło: W Naszej Rodzinie 12/2022