Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

W Naszej Rodzinie – Odszkodowania od Niemiec za II wojnę światową

W ostatnich tygodniach nasiliła się dyskusja dotycząca repatriacji wojennych od Niemiec dla Polski za straty wywołane przez Niemcy w czasie II wojny światowej. Rekompensaty do dnia dzisiejszego nie zostały wypłacone, a są przecież podstawy formalno-prawne, by domagać się reparacji wojennych od Niemiec. Z ustaleń dokonanych przez parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II wojny światowej wynika, że Polsce należy się gigantyczna kwota zadośćuczynienia wyliczona na ponad 6 bilionów dwieście miliardów złotych.

      Tymczasem kanclerz Niemiec ­- zanim Polska złożyła oficjalną notę w tej sprawie – już ogłosił, że władze w Berlinie poczuwają się do politycznej i moralnej odpowiedzialności za II wojnę światową. Jednak kwestię niemieckich reparacji dla Polski uważają za ostatecznie uregulowaną. Piramidalnym błędem polskiej polityki zagranicznej po 1989 roku było nie rozwiązanie z formie traktatowej wszelkich trudnych kwestii we wzajemnych stosunkach. W Polsko-Niemieckim traktacie granicznym z 1990 roku, nie uwzględniono tych kwestii. Lata dziewięćdziesiąte i pierwsza połowa następnej dekady to w polityce Polski wobec Niemiec czas „chowania głowy w piasek” i nacechowane „polityczną poprawnością” budowanie mitu o modelowym pojednaniu.

       Niemcy odrzucają polskie roszczenia powołują się przy tym na dokument z 1953 roku, w którym Polska miałaby się jakoby zrzec wszelkich roszczeń. Jednak nigdzie nie zarejestrowano takiego dokumentu, który potwierdzałby  zrzeczenie się przez Polskę roszczeń. Wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Mariusz Muszyński przyznaje, że „w dokumentacji rządu Bieruta istnieje rzeczywiście uchwała z 23 sierpnia 1953 r. o zrzeczeniu się reparacji od Niemiec”, jednak uważa, że „sam historyczny fakt pojawienia się takiej uchwały jeszcze o niczym nie świadczy”. Ponieważ aby takie zrzeczenie było ważne w wymiarze prawa międzynarodowego, powinno wywołać tam formalne skutki

To byłoby możliwe jedynie w dwóch formułach: gdyby została z Niemcami zawarta umowa międzynarodowa albo kiedy uchwała ta zostałaby potraktowana jako akt jednostronny państwa i spełniła formalne wymogi przypisane przez prawo międzynarodowe do aktu jednostronnego. Dziś wiemy doskonale, że stosownej umowy nie zawarto. Uchwała ta nie spełnia też wielu z kryteriów przewidywanych przez prawo międzynarodowe wobec aktu jednostronnego.

     Z kolei historyk prof. Bogdan Musiał były dyrektor Instytutu Strat Wojennych zwrócił uwagę, że Niemcy nie mają dokumentu, w którym Polska zrzekłaby się reparacji. Muszą przedstawić protokół, którego nie ma. I stwierdził: „Oświadczenie rządu PRL z 23 sierpnia 1953 roku, na które się powołują np. Niemcy, jest jedynie oświadczeniem. W nim znajduje się odwołanie do uchwały rządu PRL z 19 sierpnia. W tej uchwale jest napisane wyraźnie, że tak naprawdę aktem prawnym dotyczącym się zrzeczenia reparacji będzie podpisanie protokołu polsko-sowieckiego. Do tego został wyznaczony delegat, który miał to podpisać w imieniu rządu polskiego. Ten protokół nigdy nie został podpisany”. Jeżeli zatem strona niemiecka twierdzi, że Polska zrzekła się tych reparacji, to niech pokaże dokumenty prawnie wiążące i potwierdzające tę tezę.

    Kwestia reparacji od Niemiec jest skomplikowana, ale nie można powiedzieć, że została zamknięta czy przesądzona. Warto przypomnieć, że już powstałe bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej Biuro Odszkodowań Wojennych przy Radzie Ministrów na potrzeby żądań reparacyjnych przygotowało bilans strat materialnych Polski. Według tych badań kolej straciła 84 proc. majątku, energetyka – 65 proc., poczta i telekomunikacja – 62 proc., szkolnictwo – 60 proc., górnictwo – 42 proc. Spośród 30 tys. fabryk ocalało 10 tys., jednak i w tych zachowanych połowa budynków była zniszczona, a park maszynowy zniszczony albo wywieziony. Zniszczono też 30 proc. lasów. Z okupowanej Polski Niemcy wywieźli lub wykorzystali na miejscu na potrzeby wojennej gospodarki ogromne zasoby naturalne oraz Polaków jako niewolniczą siłę roboczą. Łączne straty gospodarcze wyniosły – według BOW- 259 mld przedwojennych złotych, czyli 49 mld przedwojennych dolarów. Do tego dochodzą straty poniesione przez poszczególnych obywateli. Natomiast w 1990 r. prof. Alfons Klafkowski, nieżyjący już specjalista prawa międzynarodowego, wyliczył, że z tego tytułu poszkodowanym i ich spadkobiercom (straty wojenne poniosło ponad 13 mln osób) należałoby się 285 mld dolarów odszkodowań.

     10 września 2004 roku Sejm RP podjął uchwałę, w której stwierdzono: „iż Polska nie otrzymała dotychczas stosownej kompensaty finansowej i reparacji wojennych za olbrzymie zniszczenia oraz straty  materialne i niematerialne spowodowane przez niemiecką agresję, okupację, ludobójstwo i utratę niepodległości przez Polskę; Sejm Rzeczypospolitej  Polskiej wzywa Rząd Rzeczypospolitej Polskiej do podjęcia stosownych działań w tej materii wobec Rządu Republiki Federalnej Niemiec”. Ta uchwała do dzisiaj nie została wykonana przez rząd.

    Projekt uchwały sejmowej był pokłosiem akcji podjętej przez stołecznych samorządowców. To Rada Warszawy 22 kwietnia 2004 roku przyjęła stanowisko, w którym zwróciła się do ówczesnego prezydenta m.st. Warszawy Lecha Kaczyńskiego o sporządzenie bilansu strat m. st. Warszawy w wyniku działań II wojny światowej. Miałem zaszczyt być pomysłodawca akcji i autorem tego stanowiska. Prezydent Lech Kaczyński jak najbardziej podjął ten temat, powołał specjalny zespół pod przewodnictwem prof. Wojciecha Fałkowskiego. W listopadzie 2004 roku został opublikowany raport, w którym całość strat materialnych (bez strat ludzkich nie do oszacowania) wyliczono na kwotę 45,3 miliardów dolarów według wartości dolara z 1 listopada 2004 roku.

     Stolica Polski to miasto szczególnie doświadczone. Warszawa – miasto nieujarzmione – które czynem zbrojnym i ofiarą krwi przeciwstawiło się dwóm najstraszniejszym totalitaryzmom XX wieku – niemieckiemu hitleryzmowi i rosyjskiemu komunizmowi została bezprecedensowo zniszczona podczas II wojny światowej. Warto może przypomnieć, że po Powstaniu Warszawskim Niemcy wywieźli do Rzeszy – jak wynika ze źródeł zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej – 45 tysięcy wagonów dobytku. Rabowali nie tylko mienie prywatne, ale także komunalne, nawet kable, latarnie, krawężniki, a następnie przystąpili w sposób planowy do niszczenia tego, czego nie można było wywieźć. Wysadzali kwartał po kwartale budynki, kościoły, świątynie, pałace, gmachy użyteczności publicznej, fabryki, torowiska, ulice, wiadukty, dworce. Działali z premedytacją i w sposób niezwykle zorganizowany.

    Czy zatem reparacje wpłyną do Polski? Po pierwsze, aby ta sprawa nie była traktowana jako akcja propagandowa na użytek wewnętrzny, o co oskarża obóz rządzący opozycja, to kluczowe będzie złożenie oficjalnej noty do rządu niemieckiego. Po drugie, będą potrzebne poważne, konsekwentne i zapewne długotrwałe rozmowy polityczne z Berlinem skorelowane z umiejętnym organizowaniem międzynarodowej opinii publicznej wspierającej Polskę. Wtedy istnieje szansa na postęp w prawie reparacji i zmianę obecnego stanowiska rządu niemieckiego. Przecież po przemianach 1989 roku Niemcy mówili, że nic nie należy się Polakom za niewolniczą prace przymusową w czasie II wojny światowej, ale ostatecznie, po latach trudnych negocjacji, jakieś odszkodowania – choć niewspółmierne do oczekiwań – zostały jednak wypłacone.

                                                                    Jan Maria Jackowski

Źródło: W Naszej Rodzinie 10/2022