Znana jest stara rzymska recepta na utrzymanie władzy polegajaca na wzniecaniu wewnętrznych konfliktów i wyrażona w formule: devide et impera (dziel i rządź). Ta sprawdzona przez wieki w swej skuteczności antyczna zasada jest wykorzystywana do dnia dzisiejszego jako bardzo efektywany instrument władzy. Przy okazji tej socjotechniki polegającej na eskalowaniu napięcia i wzniecaniu podziałów osiaga sie też i iny cel, bo zamiast rozwiązywać problemy i roztropnie troszczyć się o dobro wspólne pojawiają się tematy zastępcze mające za zadanie odwrócenie uwagi opinii publicznej od spraw naprawdę ważnych.
W ten sposób powstają w jednej wspólnocie narodowej powstają wrogie “plemiona”, a te podziały podsycają związane z tymi obozami media tożsamościowe. Tworzone są bańki informacyjne kreujące rzeczywistość na potrzeby przyjętej linii, a dla odbiorcy pozostawanie w takiej bańce z czasem przejawa sie między innymi brakiem akceptacji dla innych pogladów i sposobu myślenia. Następuje zasklepiamie się w tak spreparowanym hermetycznym świecie i nie jesteśmy w stanie porozumieć się z osobami o odmiennych pogladach, bo tak jest nam wygdniej, co finalnie potęguje antagonizmy między ludźmi.
Powszechne jest przekonanie, że język dzisiejszej debaty publicznej i politycznej jest wyjątkowo brutalny. Warto pamietać, ze język polityki w II RP też bywał brutalny, co pokazuje, że emocje w debacie publicznej mają swoją tradycję. Współczesny język debaty, ostrą polaryzację i podziały w znacznej mierze odpowiedzialni są – jak wspomniano – niektórzy politycy i niektóre media tożsamościowe, ale także internetowe media społecznościowe, bo łatwiej jest uderzyć w klawiaturę i napisać w cyberprzestrzeni jakiś obraźliwy tekst niż powiedzieć to samo komuś twarzą w twarz.
Znamienne są badania zespołu prof. Marka Kochana z Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS w Warszawie i dr. Adama Czarneckiego z firmy ARC Rynek i Opinia na temat zjawiska tzw. hejtu. Z tych badań wykonanych na reprezentatywnej próbie jednoznacznie wynika, że 46% badanych przyznaje, że zdarzyło im się wyrazić krytyczne opinie na jakiś temat w Internecie. Mieszkańcy mniejszych miast krytykują rzadziej (41%), niż większych – powyżej 100 tys. mieszkańców (51%) natomiast w rozbiciu na grupy wiekowe to osoby najmłodsze (15-24 lata) najczęściej krytykują w sieci (55%). Co ciekawe, wykształcenie nie ma tutaj żadnego znaczenia – osoby z wykształceniem wyższym krytykują tak samo często jak osoby z wykształceniem średnim czy podstawowym. Co najczęściej jest krytykowane? Zachowanie – 72 %, poglądy – 49 %, wygląd – 7 %, pochodzenie społeczne lub inne cechy – 3 %. Ludzie młodzi krytykują najczęściej „dla rozrywki” i to czterokrotnie częściej niż osoby z grupy wiekowej 45+. Krytykowanie „dla rozrywki” jest też dziesięciokrotnie częściej deklarowane w przypadku osób z wykształceniem podstawowym i zawodowym (10%) niż z wykształceniem wyższym (1%).
Charakterystyczna była odpowiedź na pytanie czym jest hejt? Dla 60 % to wypowiedź, której celem jest sprawienie komuś przykrości; dla 59 % – wypowiedź pełna nienawiści; dla 58 % – krytyczna wypowiedź wyrażona w formie obraźliwej; dla 53 % krytyczna wypowiedź wyrażona w formie wulgarnej; dla 45 proc. wypowiedź wzywająca do przemocy. Szczególnie hejtowane grupy to według badanych: mniejszości seksualne – 63 %; znane osoby i celebryci 61 % oraz politycy – 59 %. Dla 85% badanych „hejt” to poważny problem społeczny. Większość zgadza się z tym, że należy z hejtem walczyć, ale nie naruszając wolności słowa, mniejszość chciałaby tej walki nawet za cenę wolności słowa.
Powstaje zatem pytanie o lekarstwo na tę społeczną chorobę? Punktem wyjścia z tego impasu jest tzw. “stanięcie w prawdzie “ oraz realna wola dialogu. Wszyscy mamy prawo do naszych poglądów. Jeżeli z kimś sie nie zgadzam, to nie oznacza, że muszę go przekreślać czy okazywać brak szacunku i wykluczać go z debaty publicznej. Wyzwolmy sie z lęków, starachu, uprzedzeń, bo one ułatwiają manipulacje, granie na emocjach i rozgrywanie jednych przeciw drugim. Uczmy sie wzajemne szacunku i prawa do różnych spojrzeń, ocen i poglądów. Uczmy się zatem kultury dialogu, rzeczowych argumetów, umiejetności słuchania i poszukiwania prawdy, szukania tego, co łączy, a nie tego, co dzieli.
Uczmy się umiejętności wspólnego podejmowania decyzji i działania. Zaangażowanie obywateli w proces podejmowania decyzji, właściwa, zwrotna, komunikacja społeczna, czyli nie tylko nadawanie komunikatów przez władzę, co chce przekazać społeczeństwu, ale wsłuchiwanie się rządzących w to, co im chcą powiedzieć ludzie, to przepis by społeczeństwo było naprawdę silne, a władza znajdowała się bliżej obywateli. Natomiast władza, która jest niezdolna do wysłuchania krytyki pod własnym adresem zaczyna być niebezpieczna.
Ale żeby tak nie stało to trzeba sie zgodzić, że nie ma “słusznych” i “niesłusznych”, “watejemniczonych” i “niewtajemniczonych”. Trudno bowiem nie zauważyć, że niektóre środowiska stosują przewrotną formułę: „jesteśmy przeciwko mowie nienawiści, natomiast pozwalamy na nienawidzenie tych, którzy rzekomo nienawidzą”. Nikt nie ma monopolu na rację w sprawach podlegających dyskusji, nie ma “lepszych” i “gorszych”, wszyscy są równi, mają takie samo prawo do wolności słowa, co jednak nie oznacza, że mają tak samo myśleć i mówić. Nie można ustawiać sie na pozycjach “wiedzących lepiej”, uprzywilejowanych. Nikt nie powinien liderować i wskazywać sposoby rozwiązywania konfliktów w Polsce z pozycji “tylko ja mam rację oraz receptę na rozwiązanie problemu” bo to niszczy, a nie tworzy wspólnotę.
Jeżeli chcemy odbudować wspólnotę narodową to potrzebny jest nam narodowy rachunek sumienia i mocne postanowienie poprawy. Lecz żeby taki program odbudowy współnoty można było zrealizować, jest potrzebny też nacisk społeczny by ci, którzy dzielą zakopali wreszcie wojenne topory. Wiele zależy zatem od liderów opinii publicznej, czy będa w stanie wykazać sie wiekszą pokorą, odpowiedzialnością i mądrością.
Jan Maria Jackowski
Źródło: W Naszej Rodzinie 3/2022