Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

W Naszej Rodzinie-Ekologizm – pokaz hipokryzji

Mamy już za sobą szczyt klimatyczny COP26, który odbywał się w Glasgow w dniach od 31 października do 12 listopada 2021 r. To spotkanie, w którym uczestniczyło 25 tys. osób, zbiegło się z galopującymi w Unii Europejskiej cenami energii i paliw oraz dynamicznie wzrastającą inflacją, co w znacznej mierze jest pokłosiem polityki klimatycznej i tak zwanego „zielonego ładu” narzucanego przez eurokratów. Niewątpliwie w najbliższych latach na tym tle będą wzrastały niepokoje społeczne. Ponieważ coraz bardziej drastycznie wzrastające koszty życia dla Europejczyków będą budziły sprzeciw coraz więcej ludzi. Miliony mieszkańców UE nie będą chcieli przerzucania na ich barki ponoszenia kosztów wynikających z coraz radykalniejszych ”celów klimatycznych” lansowanych przez sojusz ekoideologów z potężnymi międzynarodowymi koncernami, które na ekoideologii świetnie zarabiają. 

      Drastyczne  ograniczenie emisji CO2, które lasują przywódcy Unii Europejskiej jest o tyle nieskuteczne w skali globalnej, że UE jest odpowiedzialna za emisję zaledwie 9 proc. CO2 w skali świata. Nawet jak UE drastycznie ograniczy tę emisję, a takie są plany, które szczególnie uderzają w Polskę, to i tak niewiele to zmieni w skali całej planety. Natomiast najwięksi emitenci tacy jak Brazylia, Chiny, Indie, Rosja oraz USA i Australia oraz inne ważne kraje bynajmniej nie śpieszą się z redukcją i do sprawy podchodzą racjonalnie gdyż uważają radykalizm ekologiczny za zagrożenie dla ich gospodarek i społeczeństw oznaczające drastyczny wzrost cen energii. I nie przejmują się tym, że to irytuje guru ekoideologów szwedzką aktywistkę klimatyczną Gretę Thunberg, która stwierdziła na wiecu w Glasgow, że  konieczne są „natychmiastowe i drastyczne” cięcia emisji gazów cieplarnianych, aby zatrzymać zmiany klimatu, gdyż „świat dosłownie płonie”.

    Poza tym Unia, która próbuje ograniczyć CO2 sama bynajmniej nie ogranicza stale rosnącej konsumpcji. A to oznacza ogromną emisję CO2 niezbędną do wytworzenia konsumowanych dóbr. Zatem im więcej UE powołuje się na ochronę środowiska, tym więcej paradoksalnie zwiększa per saldo emisję gazów cieplarnianych. Z prostego powodu – gdyż gdyby w bilansie uwzględnić ślad węglowy w towarach, produktach i usługach które zużywają kraje członkowskie UE – a które są importowane do UE i obciążają emisją kraje ich wytworzenia spoza Unii  – to ten współczynnik rośnie, tyle że emisja formalnie nie dotyczy obszaru UE. 

       Przy okazji szczytu wielu komentatorów zwracało uwagę na to, że mieliśmy do czynienia z pokazem hipokryzji. Podobno, aby uratować planetę należy powstrzymać globalne ocieplenie poprzez zmniejszenie liczby ludzi, porzucenie tradycyjnej motoryzacji, nie spożywać mięsa i ograniczyć rolnictwo, a także nie latać samolotami… Tymczasem najbogatsi i najpotężniejsi przybyli na szczyt 400 prywatnymi samolotami, a od zwykłych ludzi obłudnie oczekują ograniczenia emisji CO2. Jak wyliczyli dziennikarze w ciągu pierwszych trzech dni szczytu samoloty jego uczestników wyemitowały 13 tysięcy ton CO2, czyli tyle, ile wyemitowałoby ponad 4300 samochodów, z których każdy przejechałby 300 000 km. Ten szczyt mógł się przecież odbyć poprzez spotkania na Zoomie czy Skypie. Przywódcy w zasadzie zazwyczaj mówią to samo, również eksperci, a projektowanie zmian i tak pozostanie w rękach biurokracji poszczególnych państw.

      Prezydent USA, który w kampanii prezydenckiej zapowiadał, że jego administracja będzie się poruszała wyłącznie samochodami elektrycznymi, przybył do Glasgow z całą swoją świtą wraz z 30 samochodami spalinowymi przetransportowanymi 5 samolotami. Emisję CO2 tej pokaźnej ekipy ostrożnie szacuje się na tysiąc ton. Sam przejazd ważącej 8 ton opancerzonej limuzyny Cadillac One, zwanej Bestią, to ponad 2 kg CO2 na każdy kilometr. W calu wypicia filiżanki herbaty z księciem Karolem, brytyjskim następca tronu, multimiliarder Jeff Bezos na konferencję prywatnym odrzutowcem z imprezy towarzyskiej Billa Gatesa zorganizowanej na super-jachcie z lądowiskiem dla helikopterów. No cóż, uboższa połowa ludzkości emituje jakieś 7 proc. gazów cieplarnianych. Zamożniejsza połowa 93 proc. natomiast jeden proc. najbogatszych emituje  aż15 proc., a więc dwa razy więcej niż biedniejsza połowa ludzkości.

   Według rzetelnych ekspertów nawet, jak trochę zostanie wyhamowana emisja CO2 – lecz nie zostanie zmieniona formuła globalizacji, która powoduje, że bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi, bo brakuje solidarności – to i tak świat będzie się zmagał z głodem w wielu miejscach na Ziemi. I tak będą kataklizmy naturalne na niespotykaną dotąd skalę, migracje setek milionów, a może nawet miliardów ludzi. Szczyt klimatyczny COP26 w Glasgow w dotychczasowej formule niewiele zmieni. Pod pręgieżem stawiane są kraje rozwijające, w których gospodarka nie jest „ekologicznie” czysta. Na te zarzuty odpowiadają, że przecież kraje bogate od początku rewolucji przemysłowej, a więc ponad dwa wieki same przecież zatruwały naturalne środowisko, a teraz udają niewiniątka i demonstrują swą rzekoma moralna wyższość. W rzeczywistości chodzi o niewyobrażalne zyski, jakie można osiągnąć z handlu emisjami oraz „zielonymi” technologiami.

    Przy czym sama redukcja emisji CO2 nie załatwi problemu. Mówił o tym w wywiadzie nie kto inny, tylko znany z proekologicznych poglądów Edwin Bendyk, prezes zarządu Fundacji Batorego: „najnowszy raport IPCC – podpisany przez uznanych naukowców z całego świata – pokazał wyjątkowo dobitnie, jaka jest skala komplikacji. Jak niby wytłumaczysz ludziom za 20 lat, że ograniczyliśmy emisje CO2, a temperatura wzrosła z powodu braku związków siarki? To samobój polityczny. Po co były te wyrzeczenia, po co likwidacja górnictwa, odejście od ropy, podwyżki cen energii, skoro i tak mamy skok globalnej temperatury?”. I dodaje: „trzeba bardzo szybko zmniejszyć emisję drugiego gazu cieplarnianego – metanu. W przeciwieństwie do CO2 nie odkłada się on w atmosferze, czyli likwidujesz jego emisję i w zasadzie od razu masz efekt redukcji temperatury. To by nam zniwelowało skok spowodowany brakiem aerozoli siarki ze spalania węgla. Tyle że redukcja emisji metanu wymaga działań w zupełnie innych sektorach gospodarki niż energetyka, przede wszystkim trzeba wkroczyć w rolnictwo i hodowlę bydła. No i oczywiście ograniczyć wydobycie gazu ziemnego, czyli metanu, bo wielkie jego ilości wydostają się do atmosfery w trakcie eksploatacji złóż i przesyłu. Tyle że gaz ziemny uznawany jest w wielu projektach zielonej transformacji za paliwo przejściowe, które ma ułatwić zastąpienie węgla… Jak to wszystko ułożyć i zakomunikować ludziom, nie mam pojęcia”.

   To jest zapowiedź tego, co jeszcze nas czeka. Oczywiście, że trzeba dbać o środowisko naturalne. Lecz nie ideologicznie, ale mądrze i właściwie – zgodnie z zasadą solidarności oraz roztropną troską  o dobro wspólne –  wyważając balans między dbaniem o naturę a interesem społecznym oraz zaspokajaniem potrzeb gospodarczych.

                                                      Jan Maria Jackowski

Źródło: W Naszej Rodzinie 12/2021