Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

Tygodnik Niedziela – Sól ziemi: Dylematy obozu dobrej zmiany

W mijającym tygodniu rozpoczęła się nowa kadencja parlamentu: IX
Sejmu RP i X Senatu RP. Wielu Polaków zatroskanych o dobro wspólne
zastanawia się, co będzie dalej? Pytanie jest tym bardziej zasadne, iż
mimo wyraźnego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości zdecydowane
przekroczenie progu wyborczego przez Konfederację i relatywnie dobry
wynik PSL, a także powrót SLD do parlamentu dowodzą, że zmienia się
sytuacja na scenie politycznej. Również sondaże powyborcze – w świetle
których PiS nie dostało zwyczajowej, powyborczej premii w sondażach,
natomiast wyraźnie zyskuje Konfederacja, PSL i przede wszystkim SLD i
jego koalicjanci – zdają się potwierdzać tę diagnozę.
„Nie wiadomo – komentował wyniki tych sondaży Jacek Karnowski –
czy to wynik zbicia nastroju przez sygnały mówiące o pewnym
rozczarowaniu płynące ze strony PiS, czy też wynik społecznego
przekonania, że skoro PiS nie dobiło do 47-48 proc., to szczyt potęgi ma
już za sobą”. I konkluduje: „trzeba zdecydować, w którą iść stronę: czy w
stronę gospodarczej i częściowo społecznej modernizacji, rozwoju, czy
też w kierunku walki o odzyskanie straconych wyborców, mniej czy
bardziej światopoglądowo konserwatywnych, głosujących na ludowców i
narodowców. Obie ścieżki mają swoje zalety, obie niosą również
potężne ryzyka”.
To jest dylemat przed którym stanął obóz dobrej zmiany. Czy
zdecydowanie i konsekwentnie wprowadzać zmiany i ambitne
programy? Czy w kontekście majowych wyborów prezydenckich – w
których siły PiS i tzw. anty-pis są wyrównane, a są to przecież wybory
jednomandatowe z drugą tura, podobne do tych samorządowych w
dużych miastach – zaproponować Polakom swoistą „ciepłą wodę w
kranie” w wydaniu PiS, czyli politykę okrągłych słów, nośnych haseł i
„wycinania” wszystkiego, co ktokolwiek mógłby uznać za „radykalne” czy
„skrajne”.
Odejście od twardej obrony podstawowych wartości i być może
ostatniej możliwości obrony fundamentów cywilizacji chrześcijańskiej, w
tym najważniejszego prawa człowieka – prawa do życia oraz nie
realizowanie zmian, by nie „zrażać centrowych wyborców” – zniechęci
zdecydowanych wyborców PiS i doda sił Konfederacji i PSL. A to ten
elektorat doskonale wie, że w tym obszarze, czyli między innymi na polu
kultury, oświaty i szkolnictwa wyższego długofalowo rozstrzygnie się
nasza narodowa tożsamość i przyszłość Polski. Zwolennicy „dryfu w
kierunku centrum” argumentują z kolei, że zdecydowana obrona wartości
odstraszy wyborców umiarkowanych. Jeśli chce się skutecznie rządzić,

to nie można być „sektą” i lepiej być biernym wobec procesów
„progresistowskich”, takich jak gender czy LGBT oraz przyspieszona
laicyzacja i rewolucja kulturowa. Szczególnie w kontekście majowych
wyborów prezydenckich, w których Andrzejowi Dudzie do reelekcji
potrzebny będzie elektorat centrowy. A prezydent z opozycji oznaczałby
kres „dobrej zmiany”. Jednak „dryf w kierunku centrum” powoduje, że po
prawej stronie sceny politycznej otworzyła się przestrzeń, którą z
sukcesem zagospodarowuje Konfederacja.
Najbliższe miesiące pokażą, jak Prawo i Sprawiedliwość rozwiąże ten
dylemat. Trzeba jednak pamiętać, że wierność głoszonym zasadom oraz
odwołanie do sprawdzonych wartości jest fundamentem wiarygodności,
na którym można wznosić trwałe budowle. Natomiast relatywizm i
koniunkturalizm uzasadniane tak zwanym pragmatyzmem łatwo jest
zdemaskować. A wtedy wierni wyborcy poczują się zdradzeni i przestana
popierać obóz dobrej zmiany.


Jan Maria Jackowski

Źródło: Niedziela Ogólnopolska 46/2019