W mijającej kampanii wyborczej jednym z podejmowanych wątków
stała się rola chrześcijaństwa oraz rola Kościoła w naszej historii, jak
również współczesności. Mówił o tym chociażby Jarosław Kaczyński
podczas konwencji programowej PiS w Lublinie, który stwierdził że
„chrześcijaństwo jest częścią naszej tożsamości narodowej”, a „Kościół
był i jest głosicielem oraz dzierżycielem jedynego, powszechnie znanego
w Polsce systemu wartości”. Jego oczywiste słowa wywołały krytykę ze
strony przedstawicieli „obozu postępu i demokracji”.
Obrona oczywistych prawd jest dziś bardzo potrzebna, choć nadal
jesteśmy krajem o zdecydowanej tożsamości katolickiej, a Boże
Narodzenie to święto religijne i rodzinne. Jednak nasz kraj nie jest
bezludną wyspą. Ponieważ w Europie coraz silniejsza jest wdrażana od
czasów oświecenia tendencja do odcinania chrześcijańskich korzeni
naszego kontynentu, więc również i u nas coraz silniej jest lansowany
fundamentalizm laicki i poprawność polityczna cenzurująca odniesienia
do transcendencji. Za to wielu „życzliwych” i „dobrze życzących
Kościołowi” prześciga się w krytyce Kościoła i podpowiada jak powinna
wyglądać jego „reforma”.
Głoszą, że dotychczasowy Kościół wywołuje dezercje ludzi
wierzących, gdyż przestają uznawać jego „moc” i prawo w prowadzeniu
człowieka do zbawienia. Ludzie po prostu nie znoszą grożącego im
„palca wskazującego”. Za to odkrywa się nowe „prawdy”, przedmioty
kultu i adoracji: wolność, demokrację, pluralizm, tolerancję, postęp, co
prędzej czy później prowadzi do wniosku, iż zamiast Kościoła, do
którego muszę się dopasować, tak zmieniam Kościół, aby pasował do
mnie. Kościół ma się więc przeobrazić w instytucję społeczną powołaną
do wygaszania egzystencjalno-psychoduchowych niepokojów człowieka
epoki konsumpcyjnej.
Dziś nie jest potrzebny Kościół ze swym wymagającym nauczaniem,
nieustającą pracą nad samym sobą, ale usługowa instytucja duchowo-
terapeutyczna łagodząca lęki współczesnego człowieka, która udziela
„rozgrzeszenia” na każde zawołanie, gdyż najwyższą formą zbawienia
jest przyjemność i samorealizacja.
Ojciec Niebieski jest brany w cudzysłów: to człowiek, a nie Bóg staje się
najwyższą tajemnicą. Pojawia się dążenie do wymazania ze
świadomości współczesnych, co dało ludziom w sensie cywilizacyjnym
chrześcijaństwo. Jego pozostałości, a więc zsubiektywizowana wizja
Boga osobowego może być ewentualnie tolerowana przez dzisiejszy
świat, ale bez Kościoła. Do ostatecznego osiągnięcia tego celu
potrzebna jest nowa, zwycięska reformacja, rozumiana jako rewolucja,
która wyłoni Kościół na miarę oczekiwań człowieka konsumpcji, z nową
doktryną, dogmatami i etyką.
Istota przedsięwzięcia polega na takim ustawieniu wskazań
religijnych, aby każdy mógł je interpretować po swojemu. Po co ma
obowiązywać celibat księży, czemu kobiety nie mogą być kapłankami,
dlaczego nie zalegalizować rozwodów i nie zezwolić na aborcję i środki
antykoncepcyjne, eutanazję, technologię in vitro, dlaczego związkom
homoseksualnym nie dać prawa do adopcji dzieci lub pozyskiwani ich
przy pomocy inżynierii genetycznej? Dlaczego ma nie być wybieralności
przez wszystkich wiernych proboszczów, biskupów, papieża? Do
uzasadnienia tego wszystkiego używa się katolickiej terminologii i języka,
odwołuje się do Pisma Świętego i Tradycji, ale wypacza się ducha religii,
rozmywa kontury wiary. Mówi się o dialogu, ekumenizmie, pluralizmie,
tolerancji, demokracji, ale sieje się zamęt za pomocą bardzo prostego
chwytu: przedstawiając wyjątek jako regułę.
Szczególna rolę pełnią kontestatorzy i reformatorzy, którzy
„oczyszczają” chrześcijaństwo z naleciałości tomizmu i przywracają mu
zgodny z duchem czasów „sens” oraz „żenią” je z liberalizmem,
postmodernizmem i ideologią gender. Podważają, a nawet niekiedy
atakują Eucharystię, Najświętszą Maryję Pannę i papiestwo. Proponują
zeświecczenie przestrzeni społecznej, racjonalizm, oświeceniowość,
demokratyzm, a zamiast teologii – socjologię, w miejsce zdrowej doktryny ideologię. Stawiają za wzór schizmatyków i heretyków, a ateiści,
agnostycy i poganie przyjmowani są jako nauczyciele życia i myślenia,
którzy wyjawiają ostateczną prawdę. Reformatorzy mają wsparcie wielu
intelektualistów i przedstawicieli „światłego” katolicyzmu. Do ich
dyspozycji są sprzyjające im media, których łamy są szeroko otwarte dla
„właściwie” interpretujących teologów, którzy rozumieją, że nowe czasy
potrzebują „nowego Kościoła”.
Bł. Matka Teresa z Kalkuty zapytana kiedyś przez poszukującego
sensacji dziennikarza o to, co należałoby zmienić w Kościele, odparła z
wrodzoną sobie prostotą – ciebie i mnie synu. Jednak ta pełna pokory
postawa zazwyczaj nie jest naśladowana przez tych, którzy zamiast
reformować siebie wolą reformować innych. Dlatego współcześni
chrześcijanie muszą szczególnie czuwać i roztropnie działać. Nie mogą
zwątpić w opatrznościowe przewodnictwo światowych wydarzeń. Trzeba
pamiętać, że każde czasy mają swoją specyfikę i wyzwania, ale ludzie
wierzący są wezwani, by ewangelizować świat, rozpoznać „znaki czasu”
i działanie Ducha Świętego, także w czasach globalizacji.
Jan Maria Jackowski
Źródło: W Naszej Rodzinie 10/2019