Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

W Naszej Rodzinie – Rosyjskie i niemieckie manipulowanie historią

Trwają uroczyste obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej z
udziałem wielu światowych przywódców. Cieszy, że w tym roku
odbywają się na taką skalę w Polsce, bo gdy żyje coraz mniej świadków
tamtych straszliwych wydarzeń tym bardziej jest widoczne, jak
współczesne kraje wykorzystują przeszłość do uprawnia polityki
historycznej i zmazywania prawdy o przeszłości.
Narodowosocjalistyczne Niemcy hitlerowskie i stalinowska Rosja
sowiecka, dwa wówczas totalitarne państwa, wspólnie razem napadły na
Polskę i wywołały największą wojnę w dziejach ludzkości. Dziś mają
wspólny interes w „swoistym” przedstawianiu tragicznych wydarzeń
sprzed osiemdziesięciu lat.
Widoczne jest zatem manipulowanie historią i jej relatywizowanie
oraz ideologizowanie dla celów bieżącej polityki. Najwyraźniej nadal
żywa – i to nie tylko w Federacji Rosyjskiej – jest doktryna Michaiła
Nikołajewicza Pokrowskiego (1868 – 1932) rosyjskiego historyka-
marksisty i w latach 1918 do 1932 zastępcy ludowego komisarza oświaty
i kultury, który głosił, że historia to polityka, ale uprawiana wstecz.
Współcześnie istotnym elementem polityki historycznej państwa
rosyjskiego jest funkcjonowanie specjalnej państwowej Komisji do spraw
przeciwdziałania falsyfikacji historii ze szkodą dla interesów Rosji.
Historycy polscy zwracają uwagę, że kompetencje i usytuowanie tej
instytucji nadaje jej rangę systemową podobną do sowieckim cenzury.
Ma ona gwarantować „odpowiednią” interpretację trudnych kart historii,
ale tylko w zakresie ograniczonym do tych „interesów Rosji”.
Z punktu widzenia Niemiec i Rosji – dwóch najważniejszych graczy
w Europie – jubileusz tego traumatycznego dla losów ludzkości
wydarzenia stał się znakomitą okazja by przenieść na forum
ogólnoeuropejskie swoje polityki historyczne, które konsekwentnie od lat
relatywizują odpowiedzialność za przeszłość. Paradoksem jest bowiem,
iż choć od przemian 1989 roku, a więc od czasu upadku „imperium zła” i
bloku wschodniego, zarówno w Niemczech, które były największym
beneficjentem tych zmian gdyż do Bundesrepubliki zostało przyłączone
dawne NRD, jak i w Rosji, po oficjalnym upadku ZSRR, nie zmienia się
obowiązująca wykładnia zdarzeń z przeszłości.
Moskwa od 80 lat, niezmiennie prezentuje stanowisko, że pakt
Ribbentrop – Mołotow był koniecznością. Według sowieckiej i rosyjskiej
propagandy pakt nie był przejawem strategicznej współpracy Moskwy z
Berlinem, a jedynie etapem chytrej gry Stalina wobec Hitlera, by lepiej
przygotować się do nieuchronnej wojny z III Rzeszą. Sowieccy i rosyjscy
politycy, historycy, dyplomaci, publicyści bardzo solidarnie zamazują

prawdę o tym, że sojusz brunatnego i czerwonego totalitaryzmu
spowodował wybuch II wojny światowej. Tak było w czasach sowieckich,
tak jest obecnie. I nie ważna jest prawda, bo gra idzie o zakamuflowanie
ścisłej współpracy ZSRS i Niemiec w latach 1939-1941, która
zaowocowała likwidacją niepodległości wielu państw, a także zbrodniami
ludobójstwa.
Znawca tej problematyki prof. Wojciech Materski pisał: „Trudne do
zanegowania knowania z Trzecią Rzeszą w 1939 r. uznano za
wymuszone przez sytuację i mieszczące się w standardach praktyki
międzynarodowej, ówczesnej dyplomacji. Niektórzy szli jeszcze dalej,
określając będące ich następstwem działania Armii Czerwonej na
ziemiach polskich po 17 IX 1939 r. nie jako wojnę, lecz bliską
współczesnym standardom „operację
pokojową”. Takich granic absurdu sięgały i inne tłumaczenia. Tak było w
wypadku uznania przez Naczelną Prokuraturę Federacji Rosyjskiej
mordu katyńskiego za zbrodnię pospolitą, która uległa przedawnieniu —
mimo jednoznacznej ekspertyzy wybitnych rosyjskich historyków i
prawników, którzy uznali go za zbrodnię wojenną o cechach
ludobójstwa”.
Z kolei Niemcy przyjęli inną taktykę. Przedstawiciele najwyższych
władz powiadają: tak jesteśmy winni za wybuch wojny, tak była ona
straszliwa i pochłonęła miliony niewinnych ofiar. Lecz jednocześnie
Niemcy powojenne przesiedlenia przekształcili w rodzaj historycznego
mitu, mającego kształtować ich współczesną świadomość. W
niemieckich mediach konsekwentnie pojawiają się publikacje
obwiniające naszych rodaków za eksterminację Żydów, co uderzało w
obraz Polski na świecie i relatywizowało zbrodniczą działalność
Niemców.
Niemcy do uprawiana swojej polityki historycznej wykorzystują nie
tylko instytucje państwowe i publiczne, ale również literaturę, a
zwłaszcza kino, które w czasach kultury obrazkowej w sposób niezwykle
sugestywny kształtuje zbiorową świadomość. Na przestrzeni ostatnich lat
powstało wiele filmów, które przedstawiają Niemców bardziej jako ofiary
wojny niż agresorów, jeżeli już natomiast pojawiają się żołnierze to, co
prawda brali udział w wojnie, ale szczerze nienawidzili Hitlera.
Wystarczy wspomnieć takie – już „klasyczne” – filmy jak „Sophie
Scholl – ostatnie dni” (o malutkiej organizacji „Biała Róża”, która stawiała
sobie z cel obalenie Trzeciej Rzeszy), „Upadek” (pierwszy niemiecki film
fabularny o Hitlerze, w którym wyeksponowane są jego ludzkie cechy i
został przedstawiony nie jako zbrodniarz, ale „postać tragiczna”),
„Ucieczka” (o ucieczce młodej dzielnej Niemki z Prus Wschodnich w
styczniu 1945 r.) czy „Walkiria” (koprodukcja niemiecko-amerykańska

kreująca płk. Stauffenberga na bohatera, choć jemu i spiskowcom
chodziło o zabicie Hitlera nie dlatego, że byli przeciwni wojnie, ale
dlatego, że chcieli ją inaczej rozgrywać). Wspominając o filmach
wybielających Niemców trzeba też wymienić „Napola – Elite für den
Führer” (męska przyjaźń w warunkach systemu totalitarnego), „Amen”
(oficer SS ze skrupułami, który rozwozi po obozach Cyklon B, a
jednocześnie chce poinformować świat, dociera nawet do papieża,
jednak Pius XII ignoruje jego prośby) i „Drezno” (alianckie
bombardowania i niemiecka pielęgniarka ratująca zestrzelonego
angielskiego pilota).
Podobnych filmów bardzo szczodrze wspieranych ze środków
publicznych powstaje obecnie w Niemczech bardzo wiele. Polska opinia
publiczna była wstrząśnięta propagandowym paszkwilem na Armię
Krajowa i Polaków w postaci telewizyjnego serialu „Nasi ojcowie, nasze
matki”. Już niedługo przeciętny Europejczyk może dojść do wniosku, że
były „polskie obozy koncentracyjne”, a głównymi ofiarami wojny byli nie
Żydzi czy Polacy, ale Niemcy, którym niewyobrażalne cierpienia
zadawali enigmatyczni „naziści” oraz nieokrzesani Słowianie. Tym
bardziej, że równolegle powstaje w Europie i Stanach Zjednoczonych
sporo filmów przedstawiających Polaków podczas II wojny wyjątkowo
niekorzystnym świetle takich jak choćby „Enigma”, „Lista Schindlera” czy
„Powstanie”.
Szkoda, że nasza kinematografia w tak małym stopniu oraz w
sposób przekonujący i zrozumiały dla opinii europejskiej podejmuje
problematykę cierpień Polaków i nasze bohaterstwo podczas II wojny
światowej. W tym zakresie jest potrzebna mądra i dobra polityka
kulturalna bo dziś już niełatwo jest się przebić z własną narracją w
przestrzeni międzynarodowej.


Jan Maria Jackowski

Źródło: W Naszej Rodzinie 9/2019