Przeżywamy 75. rocznicę Powstania Warszawskiego, a za kilka dni 80.
rocznicę wybuchu II wojny światowej. Przy tej okazji wielu Polaków
dowiedziało się o kacie Warszawy, a po wojnie znanym polityku
niemieckim Heinrichu Friedrichu Reinefarthcie (1903 – 1979). W czasach
II wojny światowej znany był jako generał SS Heinz Reinefarth i był
odpowiedzialny za wymordowanie w masowych egzekucjach w
pierwszej dekadzie sierpnia 1944 roku ok. 50 tysięcy cywilnych
mieszkańców Warszawy. Ten zbrodniarz wojenny po II wojnie światowej
w latach 1951–1967 był burmistrzem miasta Westerland, a w okresie
1958–1967 był nawet posłem do Landtagu Szlezwik-Holsztyn. Nigdy nie
poniósł odpowiedzialności za popełnione zbrodnie, choć jego wina była
ewidentna. Mimo licznych wezwań władz polskich, władze RFN
konsekwentnie odmawiały wydania władzom polskim zbrodniarza i
esesman Reinefarth nawet otrzymywał od rządu niemieckiego rentę
generalską.
Rodzi się oczywiste pytanie jak to było możliwe, skoro podobno w
RFN przeprowadzono tak zwaną denazyfikację, czyli działanie
polegające na osądzeniu zbrodniarzy wojennych oraz wykluczeniu
zasad, ustaw oraz organizacji hitlerowskich z życia
polityczno–społecznego Niemiec. Pouczający jest jednak faktyczny
przebieg denazyfikacji dobrze ukazujący jej realia. Oskarżani o zbrodnie
wojenne byli weryfikowani na drodze sądowej. Weryfikacja – jak pisał
prof. Franciszek Ryszka – następowała na podstawie liczącego 131
pytań formularza personalnego, podejrzanych następnie dzielono na
pięć kategorii: 1.główni winni; 2.obciążeni; 3.obciążeni w mniejszym
stopniu; 4.współpodążający; 5.uwolnieni od zarzutów.
W 1948 r. wraz z narastaniem zimnej wojny ze względów politycznych
zdecydowano o wygaszeniu procesu denazyfikacji. Przyszło to tym
łatwiej, że po II wojnie światowej zarówno Amerykanie jak i Rosjanie
wykorzystywali do swoich celów zbrodniarzy hitlerowskich, którym – o ile
byli „użyteczni” – gwarantowali bezkarność i bardzo dobre warunki życia.
Niemieccy naukowcy produkujący broń zabijająca niewinnych ludzi
pracowali po wojnie równie gorliwie dla swoich niedawnych wrogów.
Wernher von Braun, zwolennik Hitlera i oficer SS, który był
konstruktorem V-1 i V-2, po wojnie pracował w NASA nad amerykańskim
programem kosmicznym „Apollo”. Podejmowano również inne
„pragmatyczne” decyzje. W 1951 roku „w związku z brakiem kadr” na
podstawie artykułu 131 ustawy zasadniczej RFN 10 kwietnia 1951
Bundestag zdecydował niemal jednogłośnie przy dwóch głosach
wstrzymujących o dopuszczeniu wszystkich osób, których nie
zakwalifikowano do 1 lub 2 kategorii winnych do służby urzędniczej w
Republice Federalnej Niemiec. W ten sposób wielu zbrodniarzy uniknęło
odpowiedzialności karnej.
Zatem wbrew pozorom w Niemczech nie przeprowadzono rozliczenia
za zbrodnie II wojny światowej. Opinia publiczna często słyszy o
słynnych procesach norymberskich, ale tam sądzono jedynie część
głównych zbrodniarzy. A co z pozostałymi, przecież były ich dziesiątki
tysięcy? Jak wynika z badań Instytutu Historii Najnowszej, spośród
blisko 173.000 zarejestrowanych podejrzanych po wojnie skazano
zaledwie 4 procent, a więc około 6.600. Z tego tylko 1100 osób zostało
skazanych za morderstwo. A przecież wielu spośród tych ponad 160 000
nie skazanych, pracowało podobnie jak Heinrich Friedrich Reinefarth –
przez lata w niemieckim sektorze publicznym mimo, że ich zbrodnicza
działalność z czasów wojny była dość powszechnie znana.
Jan Maria Jackowski
Źródło: Niedziela Ogólnopolska 34/2019