Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

W Naszej Rodzinie: „Jeśli Europa chce przetrwać….”

Po majowych wyborach konstytuuje się Parlament Europejski. Trwają
intensywne negocjacje w sprawie składu przyszłej Komisji Europejskiej,
a w tle toczone są twarde rozmowy o perspektywie budżetowej Unii
Europejskiej na lata 2021 – 2027. Czy nowe władze Unii Europejskiej
poradzą sobie z kryzysami i problemami współczesnej Europy? Bo
przecież w UE mamy kryzys imigracyjny, kryzys, demograficzny, kryzys
bezpieczeństwa, kryzys instytucji europejskich, kryzys ekonomiczny,
kryzys tożsamości, kryzys wartości, kryzys utraty konkurencyjności
europejskich produktów na globalnym rynku ze względu na wysokie ceny
energii i koszty pracy – a to tylko niektóre ze bolączek trawiących projekt
europejski.
Nie dziwi zatem, że nasila się debata europejska dotyczącą
przyszłości UE. W maju jeszcze przed wyborami europejskimi ukazał się
dający bardzo wiele do myślenia raport cenionej grupy ekspertów
European Council on Foreign Relations (ECFR). W jego świetle
odpowiadając na pytania o przyszłość integracji, większość
respondentów w 14 z 28 krajów Unii na przyszłość spogląda z ogromną
obawą. 58 proc. Francuzów, Włochów, Polaków i Rumunów uważa
wręcz, że Unia nie przetrwa kolejnych 20 lat „w obecnym kształcie”. Na
Słowacji ten wskaźnik sięga nawet 66 proc., choć w Niemczech (50
proc.) i w Holandii (52 proc.) jest nieco niższy.
Co więcej, po przeszło siedmiu dekadach pokoju na naszym
kontynencie wraca z wielką siłą strach przed wojną. Obawia się jej 33
proc. Polaków, 27 proc. Niemców, 35 proc. Francuzów, 35 proc.
Austriaków, 38 proc. Holendrów. W komentarzu do badań podkreślono,
że pesymizm w Unii jest m.in. napędzany coraz trudniejszą sytuacją
gospodarczą wielu Europejczyków. 36 proc. Francuzów, 35 proc.
Czechów czy 31 proc. Słowaków przyznaje, że dominującym uczuciem
w ich życiu jest „strach”. Z kolei 69 proc. Polaków, 70 proc. Węgrów czy
71 proc. Hiszpanów obawia się, że wielki biznes będzie zbytnio
wykorzystywał szeregowych pracowników. W oczach wielu
respondentów Unia przestała chronić swoich obywateli przed dzikim
kapitalizmem, jaki rozwija się poza Europą.
Również w maju znany francuski pisarz Michel Houellebecq otrzymał
nagrodę im. Oswalda Spenglera, niemieckiego myśliciela który w dobie I
wojny światowej napisał słynne dzieło „Zmierzch Zachodu”, w którym
zawarł pesymistyczną wizję upadku cywilizacji europejskiej. Laureat
nagrody jest autorem książki „Uległość” przedstawiającej wizję wyborów
w 2022, gdy prezydentem Francji zostaje muzułmanin i zmienia to
państwo w kraj wyznaniowy. Nic dziwnego, że ta publikacja przed kilku
laty wstrząsnęła opinią publiczną we Francji. Odbierając nagrodę Michel

Houellebecq powiedział: „Jeśli więc zastanawiam się obecnie nad
sytuacją Zachodu, uwzględniając te dwa kryteria, które ze względu na
moje doświadczenia intelektualne uważam za fundamentalne, czyli
demografię i religię, oczywiste jest, że dochodzę do takich samych
wniosków jak Spengler: Zachód jest w stanie daleko posuniętego
schyłku”.
Paradoks sytuacji polega na tym, że do nasilenia ofensywy Islamu
we współczesnym świecie przyczynił się sam Zachód i sekularyzm.
Oświeceniowy francuski laicyzm – to bowiem droga wiodąca w ślepy
zaułek. Walka z krzyżem zawsze promuje półksiężyc. Istotna jest
oczywiście spuścizna kolonializmu, ale przede wszystkim oświeceniowa
koncepcja państwa świeckiego, w którym prawo oderwane jest od
moralności. Dlatego pojawił się klimat do narodzin idei Zachodu jako
wielkiego szatana z jego ideologią państwa laickiego, a więc
bezbożnego, i na to powstała reakcja w postaci tzw. fundamentalizmu.
Na naszych oczach widoczne jest, że całkowitym fiaskiem zakończyła
się naiwna zideologizowana „polityczna poprawnością” polityka
multikulturowości. Brytyjski filozof prof. Roger Scruton od lat należy do
krytyków multikulturowości. W jednym z wywiadów mówił: „Myślę, że
ludzie zdali już sobie sprawę, że to nie jest żadne rozwiązanie, tylko
problem. Multikulturalizm miał być odpowiedzią na wyzwanie, jakim było
pogodzenie ze sobą nowych, różnorodnych mniejszości ze starą,
trwającą od wieków społecznością. Postanowiono odseparować od
siebie ludzi, pozwolono im żyć we własnych zamkniętych
społecznościach. Tymczasem potrzebujemy integracji, nie zaś
podtrzymywania różnic na siłę. Multiukulturalizm jest w istocie
segregowaniem ludzi. A to, jak wiemy z historii, wywołuje wrogość, a w
skrajnych przypadkach wojny domowe”.
Tworzenie barier administracyjno-policyjnych nie jest wystarczającym
środkiem. Philip Longman, amerykański demograf, ekonomista i socjolog
uważa, że „Unia Europejska nie doczeka setnych urodzin. Na panewce
spali też plan przekształcenia Wspólnoty w drugie Stany Zjednoczone:
superpaństwo ze wspólną tożsamością narodową. Kontynent powróci do
XVI wieku: ulegnie głębokim podziałom, a poszczególne państwa będą
rozdarte konfliktami. Przyczyną rozpadu nie będzie wcale wymieranie
starych narodów i rosnąca emigracja. Te trendy zresztą niedługo się
odwrócą. Sądzę, że w każdym z państw będą na znaczeniu zyskiwały
dwa obozy: z jednej strony będą to ludzie żarliwie wierzący –
chrześcijanie i muzułmanie, a z drugiej ludzie mocno przywiązani do
świeckości. I właśnie konflikty między tymi grupami rozsadzą Unię.
Europa w sposób nieunikniony wchodzi więc w okres głębokich
konfliktów, podziałów i chaosu, ale także odrodzenia religijnego, powrotu
znaczenia rodziny i tradycyjnych wartości”.

Najlepszym lekarstwem dla Zachodu jest zatem powrót do moralnej
polityki i chrześcijańskich korzeni cywilizacji. Joseph Ratzinger, jeszcze
jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary i kardynał, domagał się by w
Europie przestrzegano głębokiej czci dla świętości Boga. „Obecnie w
naszym społeczeństwie – mówił 28 listopada 2000 roku w słynnym
przemówieniu w Berlinie – karane jest wyśmiewanie się z wiary
żydowskiej, z jej wyobrażeń o Bogu i z jej słynnych postaci. Można też
ukarać kogoś, kto poniża Koran i podstawowe zasady islamu. Natomiast,
jeśli chodzi o Chrystusa i świętości chrześcijan, wolność wypowiadania
własnych poglądów jest najwyższym dobrem. (…) Jeśli Europa chce
przetrwać, musi dokonać nowego spojrzenia na samą siebie, choć z
pewnością potrzebna będzie krytyka i pokora. Jeśli tego nie uczynimy,
nie tylko zniszczymy naszą europejską tożsamość, lecz także
zaszkodzimy innym kulturom, dla których całkowicie obca jest pełna
bezbożność, ukształtowana na Zachodzie”.


Jan Maria Jackowski

Źródło: W Naszej Rodzinie 7-8/2019