Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

Tygodnik Niedziela – Sól ziemi: Krótka historia Brexitu

Brexit, czyli formalnie zapoczątkowane przez referendum w
czerwcu 2016 roku wychodzenie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej
pokazuje jak trudno jest rozstać się z UE. W 2013 roku ówczesny
premier Wielkiej Brytanii David Cameron zapowiedział, że jeżeli
Wspólnota Europejska nie będzie się reformowała i nie odejdzie od
koncepcji federalistycznej to na Wyspach odbędzie się referendum
dotyczące dalszej obecności Wielkiej Brytanii w UE. W 2015 roku
Konserwatyści wygrali wybory parlamentarne dzięki temu, że obiecali
wyborcom przeprowadzenie referendum. 23 czerwca 2016 faktycznie
było referendum, w którym wzięło udział 72 proc. uprawnionych, z
których prawie 52 proc. opowiedziało się za wyjściem Zjednoczonego
Królestwa ze Wspólnoty Europejskiej.
Brytyjscy konserwatyści legitymują się długim stażem dyskusji
europejskiej. W Manifeście Konserwatywnym sprzed wielu lat napisano:
„Nie chcemy Europy, która miesza się do każdego szczegółu życia kraju.
Wierzymy, ze tylko te rzeczy powinny być robione w Brukseli, które
można lepiej zrobić na poziomie Wspólnotowym”.
Kluczowym motywem dyskusji jest suwerenność i problem
podporządkowania ustawodawstwa krajowego zbiurokratyzowanemu
prawodawstwu Brukseli. Już przed wielu laty nieżyjący już Enoch Powell,
znany eurosceptyk, stwierdził, że jeśli jakiś polityk deklaruje poparcie dla
integracji europejskiej i nakłania do niej innych, to nie mówi całej prawdy.
Nie wyjaśnia bowiem swojemu wyborcy, że polityczna integracja – może
nawet w niektórych aspektach obiecująca gospodarczo – oznacza, że
ograniczone zostaną suwerenne prawa do samostanowienia nie tylko
państwa narodowego, ale i samych wyborców. Dlatego, przy okazji
podejmowania decyzji w tej sprawie powinno się zapytać wyborców
wprost: „czy wyrażacie zgodę, by wasza władza została ograniczona”?
To, co się oddaje nie jest przecież osobistą własnością elit, lecz
pochodzi od wszystkich obywateli, którzy w ten sposób są
wydziedziczani ze swych praw.
Norman Tebbit, minister w rządach Margaret Thatcher już przed
laty pisał: „Aby stworzyć skuteczny rynek, musimy rzeczywiście
zobowiązać się do podejmowania pewnych decyzji wspólnie. Problem
polega jednak na tym, że obszary podejmowania wspólnych decyzji stają
się coraz szersze, i szersze, i szersze”. Zagrożeniem jest idea
federalistyczna. Procedury podejmowania decyzji w Brukseli w gruncie
rzeczy pozwalają Komisji Europejskiej manewrować państwami i

narzucać im swoją wolę. Jest generowany „deficyt demokratyczny”. Czy
ludzie będą płacili podatki strukturze, która dysponuje potężną władzą,
lecz jej członkowie nie mówią ich językiem i czy będą akceptowali
redystrybucję dóbr z Paryża do Warszawy tak samo chętnie jak
akceptują redystrybucję z Paryża do Lyonu?
Najmłodszy z klasyków eurosceptycyzmu Iain Duncan Smith
uważa, że Bruksela dogmatycznie dąży do jednorodności tracąc z pola
widzenia rzeczywistość. Motorem napędowym jest bowiem dążenie
państw narodowych do posiadania gospodarek, które byłyby
skuteczniejsze i bardziej konkurencyjne niż inne. Traci rację bytu Europa
w obecnej wersji, która nie jest wolnorynkowa, zabija konkurencyjność i
brnie w centralnie planowaną ekonomię. Nasz kontynent w ten sposób
staje się peryferyjnym obszarem obrotu gospodarczego w świecie i
zamienia się w skansen.
Warto znać, tę krótką historię Bexitu, bo jest ona pouczająca. Ta
lekcja powinna być szczególnie przyswojona przez brukselskich
eurokratów, którzy zdają się nadal rozumieć, że bez reformy UE jej
przyszłość jest niepewna.


Jan Maria Jackowski

Źródło: Niedziela Ogólnopolska 16/2019