Ostatnio w debacie publicznej wiele się mówi o tak zwanej „mowie
nienawiści”. Obok tej zbitki pojęciowej równolegle funkcjonują jeszcze
dwie inne: „walka z faszyzmem” i „polityczna poprawność”. Wszystkie te
trzy pojęcia stanowią ulubiony arsenał socjotechnicznych strategii i
manipulacji uprawianych przez środowiska lewicowe, lewicowo-liberalne
i niekiedy liberalne.
Historycznie rzecz ujmując pierwsza pojęcie to „walka z faszyzmem”.
Przy wielu okazjach są organizowane marsze w „obronie demokracji i
wolności” rzekomo zagrożonej przez „pogrobowców” różnych „ciemnych
sił” i „demony przeszłości”. Daje to okazję do rytualnego spędu
anarchistów, lewaków, trockistów, laicyzatarów, feministek, „autorytetów
moralnych” oraz przedstawicieli innych radykalnych i „postępowych”
środowisk, do przypomnienia opinii publicznej o swej obecności oraz
licytacji, kto jest „najprawdziwszym antyfaszystą”.
Fronty antyfaszystowskie to wynalazek marksistów i leninistów, którzy
w okresie międzywojennym pod tym hasłem organizowali ruchy
społeczne i manifestacje oraz prowadziły walkę. Historycznie rzecz
ujmując była to propagandowa wojna dwóch socjalizmów: narodowego i
stalinowskiego. Przy czym totalitaryzm czerwony był tak samo krwawy,
antydemokratyczny i brutalnie łamał praw człowieka jak totalitaryzm
brunatny. Dziś, choć sytuacja się zmieniła i państwa nie są rządzone
przez ludzi spod znaku swastyki czy sierpa i młota, to arsenał środków
lewicy pozostał ten sam. Tyle, że we współczesnym żargonie lewicy i
lewaków „faszystą” jest nie tylko ten kto jest „zacofany” i ma odmienne
poglądy polityczne niż „obóz postępu i demokracji”, ale także każdy, kto
chociażby szanuje zbudowaną na fundamencie chrześcijaństwa tradycję
kultury europejskiej, kto uważa, że Kościół ma prawo do obecności w
przestrzeni publicznej, broni praw naturalnej rodziny oraz podstawowego
prawa każdego człowieka – prawa do życia.
Z kolei „polityczna poprawność” (political correctness) powstała w
latach sześćdziesiątych w postmarksistowskich, lewicujących
środowiskach uniwersyteckich w Stanach Zjednoczonych i początkowo
oznaczała zjawisko zastępowania w języku określeń uznawanych za
negatywne na rzecz określeń bardziej neutralnych. Szybko jednak „p.p”.
stała się rodzajem bezwzględnej, totalnej cenzury publicznej bądź
autocenzury, która albo zakazuje zajmować się pewnymi tematami albo
też nakazuje je przedstawiać w – nazwijmy to – odpowiednim świetle,
czyli zgodnie z wymogami obowiązującego świata anty-wartości. W ten
sposób „polityczna poprawność” stała się instrumentem szantażu, bo ma
uświadamiać, że ci, którzy nie podporządkują się jej wyrokom są na
marginesie „oficjalnego” życia społecznego. Przy czym „polityczna poprawność’ ma pacyfikować nie tylko zwykłych ludzi, lecz przede wszystkim elity. W Polsce na przykład poprzez PP próbuje się wpływać na Kościół. Określenie „mowa nienawiści” zastosował George Orwell, który użył je w powieści „Rok 1984”. Autor tej słynnej antyutopii z 1949 roku przestrzegał ludzkość przed stosowaniem tego ideologicznego sformułowania służącego napiętnowaniu tych których lewica uznaje z wrogów na drodze tworzenia systemu totalitarnego. George Orwell pisał: „Im dalej społeczeństwo dryfuje od prawdy, tym bardziej nienawidzi tych, co ja głoszą. Prawda jest nową mową nienawiści. Mówienie prawdy w czasie zakłamania jest czynem rewolucyjnym”. Zarzucanie przeciwnikom politycznym albo ideologicznym „mowy nienawiści” jest typowym przykładem uprawiana mowy nienawiści ze strony tych, którzy się stroją przewrotnie w szaty przeciwników "mowy nienawiści". Zadekretowanie zdefiniowanej według politycznej poprawności „mowy nienawiści” byłoby rodzajem swoistej, nowej cenzury. Polemika, krytyka, debata i wymiana poglądów są fundamentem demokracji. Pojęcie „mowa nienawiści” samo w sobie zawiera ładunek negatywnych emocji i ma na celu uzyskanie władzy nad innymi przez tych, którzy przy pomocy „m.n.” stygmatyzują swych przeciwników. Trudno jest bowiem ustalić granicę między krytyką zachowań reprezentowanych przez pewną grupę osób a nawoływaniem do nienawiści. Trzeba jednak oczywiście pamiętać, że krytykując poglądy, polemizując z opiniami, nie można napiętnować osób. Inaczej mamy do czynienia z hejtem, który jest niedopuszczalny i narusza godność drugiego człowieka. Faktem jest, że anonimowość w internecie jest czynnikiem, który zdecydowanie utrudnia walkę z inwektywami i naruszaniem godności drugiego człowieka. Pożądana zatem byłaby zmiana prawa w tym zakresie. Sąd, poprzez odpowiednie organy, powinien zdjąć z barków osoby zniesławionej – broniącej swej godności i dobrego imienia – często niemożliwego do spełnienia obowiązku wskazania sprawcy. Specjaliści są w stanie stworzyć projekt takich regulacji prawnych. Natomiast wszystkie ustawowe próby opisania „mowy nienawiści” i „politycznej poprawności” będą obarczone zabarwieniem politycznym. Jest to element strategii politycznej i element socjotechnicznego manipulowania ludźmi. Widzimy dzisiaj właśnie, że oskarżani o uprawianie „mowy nienawiści” są nie tylko przeciwnicy polityczni, ale także ci, którzy nie zgadzają się na wywrócenie wartości, na których opiera się nasza tożsamość, kultura i cywilizacja. Dzisiaj pojawiają się środowiska, które „wiedzą lepiej” i uzurpują sobie prawo o definiowania czym jest „mowa nienawiści”. Na przykład skandaliczny spektakl „Klątwa” zorganizowany w Warszawie w teatrze zarządzanym przez wywodzące się z Platformy Obywatelskiej władze miasta stołecznego Warszawy to typowy przykład mowy nienawiści wobec ludzi wierzących i tego co dla nich jest bardzo ważne. Jednak dla tak zwanych elit to przejaw „wolności słowa”. Trudno zatem nie zauważyć, że niektóre środowiska stosują przewrotną formułę: "jesteśmy przeciwko mowie nienawiści, natomiast pozwalamy na nienawidzenie tych, którzy rzekomo nienawidzą.
Jan Maria Jackowski
Źródło: W Naszej Rodzinie 3/2019