Podpisanie przez prezydenta Trumpa ustawy S. 447 jest znamienne.
Jest to forma oczywistego nacisku na władze naszego kraju, aby ustawę
reprywatyzacyjną w Polsce przyjąć i to w takim kształcie, który mógłby w
Polsce wzbudzać społeczne emocje ponieważ dzieliłby tych , których
pozbawiono majątku na „równych” i „równiejszych”. Ustawa 447 daje
bowiem Departamentowi Stanu USA prawo do wspomagania organizacji
międzynarodowych zrzeszających ofiary Holokaustu w odzyskaniu
żydowskich majątków, które nie mają spadkobierców.
Sytuacja skłania do zadania zasadniczego pytania: czy w Polsce jest
potrzebna reprywatyzacja i w jakim kształcie? I czy ostatecznie nie
okaże się, że liczone w dziesiątkach miliardów dolarów odszkodowania
bądź rekompensaty na zasadzie mienia bezspadkowego otrzymają
organizacje żydowskie a pozostali obywatele polscy – który utracili
gigantyczny majątek zawłaszczony przez komunistów w wyniku
nacjonalizacji – dostaną figę z makiem?
W debacie publicznej na ten temat pojawiają się dwa typy
argumentacji. Jedni powiadają, że ustawa reprywatyzacyjna nie jest
potrzebna. Zwolennicy tej opcji – dominującej po 1989 roku i
reprezentujący różne obozy polityczne – nie chcą bowiem doprowadzić
do tego, aby przez reprywatyzację zostały na nowo wykreowane elity,
które zostały pozbawione swojej własności w wyniku działań
komunistów. Sadzą też, że brak ustawy ucina temat reprywatyzacji na
zasadzie: nie ma ustawy – nie ma problemu.
Inni powiadają, że od problemu reprywatyzacji Polska nie ucieknie.
Będzie ciągle wracał, nawet za 50 lat, a to za sprawą doktryny w prawie
międzynarodowym na gruncie której roszczenia majątkowe do państw
powstałe na skutek wojen nie ulegają przedawnieniu. Polska ma jak
najbardziej uzasadnione prawo do roszczenia od Niemiec odszkodowań
za straty materialne powstałe wyniku wywołanej przez Niemcy II wojny
światowej. Co więcej, teoretycznie, Polska mogłaby się domagać
zadośćuczynienia od Szwecji za mienie zagrabione w czasach Potopu.
Zatem wielkim błędem było, że na początku przemian ustrojowych nie
udało się wdrożyć w życie przepisów rozwiązujących ten problem.
Sprawa ma wymiar nie tylko prawny, ale również moralny,
polityczny i gospodarczy. W wyniku pozbawienia tysięcy Polaków ich
własności doprowadzono do osłabienia naturalnych elit, takich jak na
przykład środowisko ziemiańskie, które tradycyjnie było ostoją
patriotyzmu i polskości. Przy pomocy zawłaszczonego mienia stworzono
za to nową grupę beneficjentów, która swój majątek i wpływy zawdzięcza
reżimowi komunistycznemu i modelowi transformacji wdrożonemu w
latach dziewięćdziesiątych. Dziś w sprawach własności panuje chaos i
bałagan, który ogranicza rozwój gospodarczy. Wystarczy wspomnieć
skandale na międzynarodowych targach nieruchomości związane z
oferowaniem na sprzedaż przez władze publiczne gruntów, do których
były uzasadnione roszczenia.
Dlatego uporządkowanie spraw własności na takich samych
zasadach dla wszystkich pokrzywdzonych ma kluczowe znacznie.
Polska, w której ciągle nie ma realistycznej reprywatyzacji,
uwzględniającej możliwości budżetowe państwa, jest niechlubnym
wyjątkiem na tle b. krajów tak zwanej demokracji ludowej, które potrafiły
uporać się z dziedzictwem komunizmu. Chowanie głowy w piasek i gra
na przeczekanie tylko pogorszy sytuację. Już przed kilkunastu laty
pisałem: „Z tego powodu rząd Polski będzie natrafiał na coraz większe
trudności w kraju i naciski zagraniczne. Otwierane jest także pole do
niebezpiecznego umiędzynarodowienia problemu reprywatyzacji”.
Trudno zatem się nie zgodzić z tymi, którzy uważają, że ustawa S.447
jest próbą przygotowania gruntu prawnego, dającego amerykańskim i
międzynarodowym żydowskim organizacjom roszczeniowym możliwość
wywierania bardziej efektywnego nacisku na Polskę w kwestii egzekucji
dziesiątek miliardów roszczeń majątkowych.
Jan Maria Jackowski
Źródło: Niedziela Ogólnopolska 23/2018