Środowiska pro life są słusznie zaniepokojone przedłużającymi się w
Sejmie pracami na ustawą zwiększającą ochronę życia w Polsce. Chodzi
o obywatelski projekt poparty przez ponad 800 tysięcy obywateli
wykluczający tak zwaną przesłankę eugeniczną, która obecnie umożliwia
dokonanie w majestacie prawa zabójstwa dziecka nienarodzonego. Dla
ludzi dobrej woli jest oczywiste, że ta ustawa powinna być jak najszybciej
uchwalona. Tym bardziej, że jest sprzyjająca sytuacja: w Sejmie
większość posłów popiera ten projekt, a prezydent też zadeklarował, że
jest przeciwnikiem zabijania dzieci chorych i niepełnosprawnych.
Nie dziwi zatem, że pod adresem niektórych polityków padają zarzuty
o chowanie głowy w piasek, kunktatorstwo, koniunkturalizm sondaży i
cyniczne kalkulacje. Tak jakby – wbrew własnym poglądom i sumieniu –
ulegali presji "ulicy" i "zagranicy", uciekając w ten sposób od moralnego
imperatywu obrony fundamentalnych wartości. Swego czasu Prymas
Tysiąclecia Stefan kard. Wyszyński stwierdził, że strach i bezczynność
dobrych ludzi rozzuchwala zło. To przesłanie najlepiej oddaje obecną
sytuację.
Impas w sprawie tej ustawy w Sejmie spowodował nasilenie
kampanii kwestionowania prawa do życia dziecka poczętego przez
środowiska liberalno-laicko- lewacko-feministyczne. Dziecko w łonie
matki to jest odrębna istota ludzka a nie integralna cześć organizmu
kobiety co twierdzą obskuranci nie znający ustaleń nauki i swoje
przesądy wyrażają hasłem z ciemnogrodu – „brzuch to moja sprawa”.
Szczytem ignorancji popisała się Katarzyna Lubnauer z „Nowoczesnej”,
która stwierdziła, że nie wie kiedy zaczyna się dziecko. Zaczyna się w
momencie poczęcia, to nie religia, to fakt naukowy. Potwierdza to prawo
państwowe, bowiem zgodnie z art. 2 pkt 1 ustawy o Rzeczniku Praw
Dziecka, dzieckiem jest „każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia
pełnoletności”.
Zwolennicy aborcji przedstawiają prawo do zabijania jako prawo
kobiety. Stojąc na gruncie relatywizmu i ideologii permisywnej postępują
w sposób oczywisty wbrew prawdzie. Nawet rzecznik praw
obywatelskich znany z lewicowych przekonań przyznał, że prawo do
zabijania dziecka poczętego nie jest prawem kobiety. Środowiska
proaborcyjne wychodzą na ulice i promują barbarzyńskie prawo do
zabijania dzieci chorych i niepełnosprawnych, co jest nawet sprzeczne z
dokumentami ONZ. Ich działania wpisują się w mentalność reżimów
totalitarnych, które używały eugeniki, do swoich celów politycznych i
społecznych. To hitlerowcy posługując się także eugeniką dokonywali
selekcji ludzi na tych, którzy mogli żyć oraz na tych, którzy mieli być
zabici bo z jakiś powodów nie pasowali do „rasy panów”.
Niektórzy często posługują się strategią tzw. kompromisu
aborcyjnego z 1993 roku. Jest to oczywiście chwyt propagandowy, gdyż
w 1996 roku, w czasach koalicji SLD – PSL została uchwalona ustawa
która w praktyce przywracała możliwość zabijania dzieci nienarodzonych
na żądanie. Ta ustawa obowiązywała przez półtorej roku, mimo licznych
protestów, którym towarzyszyły podpisy protestujących, w liczbie ponad
trzech milinów. Dopiero wyrok Trybunału Konstytucyjnego 1997 roku
doprowadził do uchylenia zabijania dzieci nienarodzonych w praktyce na
żądanie. Widzimy, że mówienie tutaj o „kompromisie” to pewny chwyt
propagandowy, bazujący na nieznajomości tej historii.
Nadal aktualna jest historyczna encyklika św. Jana Pawła II
„Evangelium vitae”, w której ten wielki papież pisał, że Kościół „zachęca
polityków, przede wszystkim chrześcijańskich, aby nie poddawali się
zniechęceniu i podejmowali decyzje, które uwzględniając konkretne
możliwości, prowadzą do przywrócenia właściwego ładu poprzez
uznanie i promocję wartości życia. W tym kontekście należy podkreślić,
że nie wystarczy zniesienie niegodziwych praw. Należy usunąć
przyczyny, które sprzyjają zamachom na życie, przede wszystkim przez
zapewnienie należytej pomocy rodzinie i macierzyństwu”. I to jest ciągle
aktualne przesłanie dla rządzących.
Jan Maria Jackowski
Źródło: Niedziela Ogólnopolska 15/2018