Od miesięcy słyszymy pouczenia, że Unia Europejska oczekuje od
Polski powrotu na tory „praworządności”. Ponieważ brukselscy eurokraci
tak naprawdę nie mają się do czego przyczepić, więc nieustannie – przy
pomocy uczynnej opozycji totalnej z ogromną gorliwością donoszącej na
własny kraj – szukają kolejnych obszarów, w których rzekomo naruszane
są prawa europejskie.
Zamachu na demokrację w gruncie rzeczy dopuszcza się właśnie
totalna opozycja, która nie przyjmuje do wiadomości werdyktu Polaków i
ich oczekiwań wyrażonych w tym werdykcie wyborczym wydanym w
październiku 2015 roku. Środowiska, które traktowały III RP, włącznie z
wymiarem sprawiedliwości oraz innymi instytucjami państwowymi, jako
swoją prywatną własność nadal uważają, że mają monopol na władzę, a
czując zagrożenie związane z wdrażanymi przez Prawo i Sprawiedliwość
reformami, próbują bronić swojego status quo oraz swoich wpływów.
Tak zwane spontaniczne protesty społeczne z końca lipca przy okazji
uchwalania kluczowych ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości
dają wiele do myślenia. Zastawiające są potencjalne źródła inspiracji i
finansowania wskazujące na zaktywizowanie się ośrodków
zagranicznych, w tym również ze Wschodu. Znaczna część tych osób,
które wyszła protestować, była przekonana, że zrobiła to spontanicznie,
lecz nie zdawała sobie sprawy, że w rzeczywistości na ich decyzję miała
wpływ socjotechnika i bardzo przewrotny marketing, stosowany w
przestrzeni internetowej i medialnej, zwłaszcza przez niektóre tak zwane
organizacje pozarządowe.
Odpowiedź na pytanie, w jaki sposób są finansowane niektóre z nich,
można znaleźć w cennym raporcie Instytutu na rzecz Kultury Prawnej
Ordo Iuris zatytułowanym „Obywatele dla demokracji”. Czytamy w nim, w
jaki sposób organizacje obywatelskie mogą być wykorzystywane do
destabilizacji sytuacji społecznej. Wiele z nich pozyskuje bowiem środki
od obcych rządów czy fundacji, zakładanych przez zagraniczne partie
polityczne lub bogatych sponsorów o wielkich ambicjach politycznych.
Przykładem tego są tzw. fundusze norweskie. Pochodzą one od państw
spoza UE, które opłacają w ten sposób nieskrępowany dostęp do
polskiego rynku, a więc nie robią tego charytatywnie. Od 2013 r. o ich
rozdziale między organizacje pozarządowe decydowała założona przez
kontrowersyjnego finansistę Georga Sorosa Fundacja im. Stefana
Batorego.
W konkluzjach raportu stwierdzono, że dotychczasowy model
podziału środków między organizacje pozarządowe jest niezgodny z zasadą zrównoważonego rozwoju. Niemal połowa z 620 projektów,
którym przyznano wsparcie, organizowana była przez organizacje z
Warszawy (245) i Krakowa (51), podczas
gdy w całym województwie podkarpackim dofinansowanie przyznano 10
inicjatywom, w lubuskim – 7, w świętokrzyskim – 4, a w opolskim – 2.
Poza nierównomiernym podziałem terytorialnym wyraźnie widoczne jest
ideologiczne wsparcie, jakie za pośrednictwem funduszy norweskich
trafia do organizacji o liberalnym i lewicowym profilu światopoglądowym.
Projekty zgłoszone przez takie podmioty te otrzymały łącznie 21,2 mln zł,
ponad 43% całej sumy przeznaczonej na programy w ramach ścieżek
„Walka z dyskryminacją” i „Przeciwdziałanie wykluczeniu”. W tym samym
czasie organizacje chrześcijańskie uzyskały dofinansowanie w kwocie
ok. 1,5 mln zł – i to na projekty,
które nie miały charakteru ideologicznego.
Co więcej, cele niektórych dofinansowanych projektów są co najmniej
trudne do pogodzenia lub wprost sprzeczne z polskim porządkiem
konstytucyjnym. W polskim systemie prawym państwo odwołuje się do
wolności sumienia i wyznania, prawa do publicznego wyrażania
poglądów religijnych, prawnej ochrony rodziny i małżeństwa
zawieranego przez mężczyznę i kobietę. A to się wyjątkowo niepodoba,
tym, którzy chcą za wszelką cenę zniszczyć chrześcijańską tożsamość
Polski.
Jan Maria Jackowski