Opublikowano w kategorii: Publikacje prasowe

Miesięcznik W Naszej Rodzinie: Nowa cenzura

Kilka tygodni temu w Polsce zapadł prawomocny wyrok w głośnej sprawie drukarza, który, ze względu na klauzulę sumienia odmówił wydrukowania materiałów reklamowych dla organizacji homoseksualistów. Łódzki poligraf Adam J. został ukarany za to, że „umyślnie i bez uzasadnionej przyczyny” odmówił wykonania usługi  jednej z fundacji LGBT. Sąd nie tylko uznał go za winnego, lecz również zwrócił też uwagę, że aby wykonać usługę, nie jest wymagane zawarcie umowy (której łódzki drukarz nie chciał zawrzeć) bo wystarczy gotowość zapłaty ceny za nią. Z kolei w Australii na celownik „obozu postępu i demokracji” została wzięta legenda tenisa – Margaret Court. Zdobywczyni 64 tytułów wielkoszlemowych publicznie oświadczyła, że małżeństwo to wyłącznie związek mężczyzny i kobiety. Zapowiedziała bojkot promujących związki jednopłciowe linii lotniczych. W odwecie oskarżono ją o homofobię i rasizm. Pojawiły się nawet głosy, by zmienić nazwę stadionu noszącego jej imię. Co łączy te wydarzenia? To, że ewidentnie polityczna poprawność bierze górę nad sprawiedliwością, prawem do własnych przekonań i rozsądkiem. Wymyślona w lewicowych laboratoriach idei polityczna poprawność (political correctness) początkowo oznaczała zjawisko zastępowania w języku określeń uznawanych za negatywne na rzecz określeń bardziej „neutralnych”. W modelu tak zwanej demokracji liberalnej szybko jednak p.p zastąpiła stosowaną w krajach autorytarnych instytucję państwowej cenzury prewencyjnej. W praktyce – również w Polsce staje się bezwzględnym i totalnym instrumentem reglamentacji wolności słowa. Przy wykorzystaniu administracyjnej potęgi państwa, a jej instrumentem może być sąd, albo zakazuje zajmować się pewnymi tematami albo też nakazuje je przedstawiać w – nazwijmy to – „odpowiednim” świetle. Piewcy politycznej poprawności sami się tolerancji domagając, są przy tym wyjątkowo nietolerancyjny i agresywni dla myślących inaczej. Propagowanie p.p. opiera się na poglądzie, że stosowany przez kogoś język odbierany jako wartościujący przyczynia się do zwiększenia dyskryminacji grup mniejszościowych. Jednak język narzucony przez p.p. eliminuje wszystkie słowa wartościujące z wyjątkiem tych, które sama wartościuje. Administracyjne uznanie równości wartości i antywartości oraz żądania grup mniejszościowych, domagających się przywilejów kosztem całego społeczeństwa rodzi chaos i nihilizm. Powoduje odejście od zasady równości wszystkich wobec prawa, na rzecz coraz większej liczby wyjątków od tej zasady w postaci specjalnych uprawnień i przywilejów dla hałaśliwych i posiadających wpływy w mediach różnych grup społecznych, rasowych, orientacji seksualnych. Homoseksualizm jest jednym z najbardziej zapalnych płaszczyzn konfrontacji. Ideolodzy politycznej poprawności uznają bowiem „gejów” za nową klasę uciemiężonych przez „opresyjne” i „reakcyjne społeczeństwo”. Wyrok w sprawie łódzkiego drukarza ujawnia jeszcze inną twarz politycznej poprawności. W Polsce powinniśmy być szczególnie na nią wrażliwi ze względu na doświadczenia totalitarnej przeszłości. Powstaje bowiem wrażenie, że mamy do czynienia z czymś znanym z czasów PRL. Ze zjawiskiem określanym déjà vu (fr. już widziane), czyli odczuciem, że przeżywana obecnie sytuacja miała już miejsce w przeszłości połączonym z przekonaniem, że to niemożliwe. A jednak jest możliwe! Bo przecież w tamtym okresie również była narzucana Polakom polityczna poprawność, różniąca się jedynie akcentami. W ówczesnej konstytucji też była zapisana zasada wolności słowa, lecz nie tylko w wymiarze publicznym ale i prywatnym nie wolno było krytykować reżimu, Związku Sowieckiego, PZPR i jej członków, nie wolno było mówić o chrześcijańskich korzeniach naszej kultury i tożsamości narodowej, historii Polski, w tym prawdy o wojnie polsko-bolszewickiej, ludobójstwie katyńskim, Powstaniu Warszawskim. Ludzi karano wyrokami sądowymi za mówienie o tych sprawach, za słuchanie Wolnej Europy. Co prawda nie określano ich mianem „homofonów” ale etykietkowano przy pomocy zwrotu „element antysocjalistyczny”. Jednak jedno i drugie służyło i służy temu samemu celowi, czyli społecznemu wykluczeniu, które ma oznaczać na przykład koniec kariery zawodowej. Słusznie znawcy problematyki zwracają uwagę, że największym wynalazkiem rewolucji francuskiej, będącej źródłem inspiracji dla komunistów, była zmiana znaczenia potocznych pojęć. Trybunał wydający ludobójcze wyroki nazywał się Komisją Dobroczynności, a śmierć na gilotynie określano jako "wyłączenie z publicznej dobroczynności.  W dwudziestym wieku prądy ideologiczne odwołujące się do rewolucji francuskiej, w tym systemy totalitarne takie jak hitleryzm czy bolszewizm, w sposób demoniczny posługiwały się socjotechniką zamiany znaczenia słów. Publicystka Krystyna Grzybowska kilka lat temu pisała, że resort propagandy Goebbelsa służący ogłupianiu opinii publicznej oficjalnie określano Ministerstwem Oświecenia Narodowego (Volksaufklärung), a pierwsze obozy koncentracyjne – obozami reedukacyjnymi. W Związku Sowieckim policja polityczna GPU nazwała się Państwowym Zarządem Politycznym, łagry były instytucjami wychowawczymi, a wymordowanie milionów chłopów rosyjskich i ukraińskich nazwano akcją przesiedleńczą. Hitlerowcy mieli higienę rasową. Sowieci – higienę socjalną a oba określenia miały usprawiedliwiać wymordowanie milionów ludzi. Czy w dzisiejszej Polsce wróciła cenzura i zakaz wolności słowa? Bo przecież okazuje się, że nie można wyrażać swojej opinii na przykład o stylach życia, o życiorysach „autorytetów moralnych”, nie można mówić o realnych zagrożeniach dla Polski, nie można mówić krytycznie o realizowanym przez eurokratów modelu Unii Europejskiej, w niektórych kręgach nie można mówić o eksterminacji Polaków dokonywanej przez ukraińskich nacjonalistów. Polityczna poprawność kwestionuje prawdę i propaguje relatywizm. Jest instrumentem fałszowania rzeczywistości i świadomości społecznej, a jej celem jest tworzenie ;nowego człowieka i nowego społeczeństwa które jest całkowicie kontrolowane przez inspirowanych rewolucją francuską postmarksistowskich inżynierów dusz.

Jan Maria Jackowski

Źródło: Miesięcznik W Naszej Rodzinie 7-8/2017